piątek, 3 maja 2019

22. Nice to meet you.

Nie wiem dlaczego to robię, nie wiem dlaczego to mówię, nie wiem dlaczego czuję jakby moje serce z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem staje się lżejsze i spokojniejsze, nie wiem dlaczego ale czuje się inaczej, ale wiem jedno. Nie mam na to wpływu. 
To jest jedyna rzecz na którą nie miałam, nie mam i nigdy nie miałam wpływu. Chociaż tak naprawdę chciałabym mieć nad całym swoim życiem kontrolę, chciałabym, chcę mieć wpływ na wszystko co mnie dotyczy. 
Boje się. Nadal czuję ten piekielny i przerażający strach który piętrował u mnie w ostatnim czasie. Jednak ten różni się od poprzedniego. Przedtem bałam się śmierci. Bałam się jej, tak samo jak przedtem jej chciałam jak najbardziej, teraz nie potrafiłam sobie na to pozwolić. Nie teraz kiedy dostałam szansę na odbudowę… 
- Aaa bym zapomniał, chłopaki nas zapraszają dziś wieczorem. Chcą Cię lepiej poznać – z rozmyśleń wyrwał mnie zadowolony głos bruneta który w tym momencie ciągnął mnie w stronę schodów w dół. Spojrzałam na niego zdezorientowana i zatrzymałam się zmuszając Andiego do tego samego.
- Co? – zapytałam marszcząc czoło, tym samym wywołując u chłopaka głośny śmiech. 
- Ryan, Joel i Adam chcą Cię lepiej poznać. – Odpowiedział uśmiechając się szczerze. Złapał mnie ponownie za rękę która w między czasie zdążyła wyswobodzić się z uścisku Andiego. – Nie przyjmuję odmowy! Oni stanową ¾ twoich wybawców, tak więc… Idziemy. – Pogonił mnie ze śmiechem którego nie miałam serca nie odwzajemnić.   
- Kogo to moje uszy słyszą? – zza framugi drzwi kuchennych wydobyła się sylwetka mojej cioci. Od razu na przywitaniu zobaczyłam jej szeroki, szczery i szczęśliwy uśmiech – Witaj kochanie – Powiedziała biorąc mnie w swoje ramiona. Puściłam rękę Andiego i objęłam ją również ze wszystkich sił jakie miałam. 
Następnie poszliśmy razem w trójkę do kuchni. Z każdym kolejnym niepewnie stawianym krokiem czułam coraz większy niepokój. Prócz cioci był jeszcze ktoś. Przy kuchennej wysepce, co w szczególności mnie zaskoczyło siedział mój Tata a przy nim, z filiżanką herbaty stała Mama. 
- Patrzcie kto tu się pojawił! – zawołała radośnie zwracając tym samym uwagę moich rodziców. Na ich twarzach od razu zagościł uśmiech a cała ponura atmosfera znajdująca się w powietrzu, uleciała wraz z naszym pojawieniem się. 
- Słyszałam że nie jesteś takim rannym ptaszkiem, kochanie. – jako pierwsza odezwała się Mama odkładając filiżankę i podeszła do mnie aby się przywitać. – A tu proszę… dochodzi ósma rano a ty już na nogach! – zaśmiała się całując mnie czoło. 
- Chcesz herbaty? – usłyszałam za sobą głos bruneta który cały czas obserwował mnie. Odwróciłam się w jego stronę chcąc mu odpowiedzieć. 
- O! Dobrze się składa, bo właśnie parzyłam herbaty. Siadajcie, zaraz przyniosę. – Mama odsunęła się ode mnie z wyraźnym uśmiechem na twarzy a następnie zawróciła w stronę czajnika kuchennego. 
Razem z tatą i Andim udałam się do jadalni która była połączona z salonem. Usiadłam na jednym z krzeseł i dokładnie przyglądałam się poczynaniom wszystkich wokół. Wszyscy zachowywali się naprawdę dziwnie. Sama obserwacja mojego Taty dodawała mojemu organizmowi dużej ilości niezrozumienia i zdezorientowania. Dosłownie kilka dni temu przecież był zdolny zabić Andiego gdyby tylko go zobaczył w naszym domu, a teraz? Coś było nie tak. 
- Co się stało? – zapytałam szeptem w stronę bruneta który cały czas nie rozstawał się z moją dłonią. Spojrzał na mnie miodowymi oczami z pewnym uśmiechem na twarzy jednak w oczach mogłam dostrzec nieco zdezorientowania. – Co im się stało? – zapytałam ponownie zerkając w stronę uśmiechniętych do siebie kobiet. – Wam – poprawiłam się marszcząc czoło.
- Nic się nie stało, co miałoby się stać? – Chłopak jak gdyby nigdy nic zapytał, a kiedy na niego spojrzałam w jego oczach była dość widoczna iskierka rozbawienia na co od razu lekko uderzyłam do w ramię. – Nic się nie stało, po prostu za długo spałaś i dużo Cię ominęło. – odszepnął gładząc kciukiem zewnętrzną stronę mojej dłoni. 
Niebawem w pokoju znaleźli się wszyscy. Mama razem z Ciocią Lily postawiła pod nosem każdego filiżanki herbaty owocowej. Zmarszczyłam czoło kiedy ponownie kobiety wymieniły się zdaniami bez żadnej sprzeczki.
- Co się tak krzywisz, słonko? – z wyraźnym rozbawieniem Ciocia Lily zapytała siadając naprzeciwko mnie.  Przez chwilę nadal miałam podkurczoną twarz próbując zrozumieć to co właśnie ma miejsce, a czego Andy nie chce mi powiedzieć. 
- Możecie mi powiedzieć o co chodzi? – zapytałam nie owijając w bawełnę ignorując mocniejsze ściśnięcie dłoni Andiego. Cisza rozchodząca się po całym pomieszczeniu pozwoliła mi kontynuować – Jeszcze tydzień temu Tato byłby zdolny do zabicia Andiego za to że w ogóle jest w domu, w sumie tak samo z Tobą mamo i tobą ciociu… - Wyjaśniłam rozwiązując wszelkie wątpliwości reszty. 
- Mówiłem Ci że przespałaś wiele sensacji… - Jako pierwszy odezwał się Andy. 
- O nic nie chodzi, Gaby. Po prostu usiedliśmy wszyscy i porozmawialiśmy… - Odparła Ciocia Lily stukając długimi paznokciami o ścianki filiżanki.
 Zrobili to dla Ciebie. W głowie zaczął dźwięczeć cienki głosik. Zastygłam w bezruchu co zauważył jedynie Andy trzymający mnie za rękę. Poczułam jak najbliższą mnie ręką zaczyna powoli i dyskretnie docierać moje plecy starając się mnie od nowa wyluzować. Jednak nie trwało o długo i nie na tyle bym mogła swobodnie rozmawiać z rodziną ponieważ Andiemu zaczął wibrować telefon w kieszeni. Puścił moją dłoń. Wyciągając urządzenie drugą ręką, spojrzał przelotnie na wyświetlacz a wtedy jego dłoń całkowicie zniknęła z mojego ramienia. Spoglądając na jego twarz, byłam coraz bardziej zdezorientowana. Chłopak miał zmarszczone czoło a oczy zaczęły mu ciemnieć. Odwróciłam wzrok napotykając skromny uśmiech Mojej mamy. 
- Za chwilę wrócę, dobrze? – zapytał kierując to pytanie do mnie. Pokiwałam głową nawet nie spoglądając w jego stronę. Wstał pośpiesznie z miejsca i ocierając się udem o moje, wyminął mnie i wyszedł z części jadalnej do przedpokoju skąd również szybko zniknął za drzwiami frontowymi. Zaczęłam zastanawiać się nad tym kto mógł do niego zadzwonić. Marcus? Zadrżałam.  Halle, powiedz jej. W mojej głowie zaczął rozbrzmiewać głos Kate. Byłam z nim.
- To komu naleśniki? – z zamyślenia wyrwał mnie radosny głos Mojej mamy. Spojrzałam na nią zdezorientowana nadal w głowie słysząc jej pytanie. – Chodź kochanie, pomożesz mi… Cholera moje naleśniki! – krzyknęła pośpiesznie wstając i pobiegła do kuchni. 
Razem z Ciocią i tatą zaczęliśmy się śmiać a ja postanowiłam jej pomóc. Wstałam od stołu uprzednio informując pozostałych że idę z pomocą a następnie wyszłam do przedpokoju biorąc w rękę filiżankę herbaty. Zatrzymałam się niedaleko drzwi zza których usłyszałam zdenerwowany, bardzo zdenerwowany głos Andiego. Zmarszczyłam czoło podchodząc bliżej drzwi frontowych i chwyciłam za klamkę. Przez chwilę zastanawiałam się czy by po prostu nie pójść tam gdzie miałam zamiar… Jednak zdecydowałam się wyjść na zewnątrz zakładając po drodze wełniany sweter Cioci Lily ponieważ na zewnątrz było dość chłodno. 
Kiedy moje ciało zostało otulone przez naprawdę zimny wiatr, odruchowo złapałam się klamki napotykając odwróconą do mnie plecami sylwetkę Andiego. Nie był tak blisko drzwi jak myślałam. Był dobre kilkanaście metrów dalej, Wywali Cię jak jakąś zepsutą zabawkę kiedy mu się znudzisz. Przypomniałam sobie po co tu przyszłam. A kiedy usłyszałam słowa Andiego kończące rozmowę z ową osobą, byłam pewna. Rozmawiał z nią. Ogarnął mnie strach kiedy chłopak rozłączył się i po paru sekundach odwrócił się w moją stronę. Nie ruszył się, stał i patrzył na mnie. Tak zrobił ze mną i innymi dziewczynami… Stałam nie mając odwagi się ruszyć. Czekałam na chwilę kiedy zacznie na mnie krzyczeć. Nie jest tym za kogo go uważasz. Miałam ochotę wyrwać ten nieszczęsny głosik z mojej głowy. Wspominanie słów Hale i Kate nie było dobrym pomysłem. Zamknęłam na chwile powieki zauważywszy jak brunet powoli się zbliża. Bałaś się go. Otworzyłam je szybko będąc naprawdę pewna w całości że to była ona. 
- Halle? – zapytałam zerkając na jego oczy. Kiedy stanął naprzeciwko mnie, ogarniała mną naprawdę wielka adrenalina. Chłopak zmarszczył czoło kiwając lekko głową a następnie delikatnie dotknął moich ramion. 
- Skąd ty… - Zapytał zdezorientowany. Cała złość jaką słyszałam w jego głosie jeszcze kilka chwil wcześniej uleciała w zapomnienie. – Wracajmy do środka, zmarzniesz… 
- Poznałam ją u Kate. – Odpowiedziałam twardo patrząc na chłopaka. Jego wargi ścisnęły się ze sobą układając się na wzór cienkiej linii. Po chwili rozdzieliły się w zamiarze zadania kolejnego pytania, jednak ja, nim je zdołałam usłyszeć weszłam do środka zostawiając chłopaka na zewnątrz. Nie szedł za mną. Westchnęłam cicho wchodząc do kuchni gdzie mama przewracała naleśnika na drugą stronę.
- Dobrze że jesteś, pomożesz mi, prawda? – zapytała ze śmiechem. Pokiwałam głową wchodząc w głąb kuchni. Odstawiłam na bok filiżankę i zaczęłam wypełniać naleśniki musem i bitą śmietaną. Kiedy już ułożyłam ostatniego naleśnika równo na talerzu wzięłam dwa i razem z Mamą poszłam do jadalni gdzie był tata z Ciocią Lily. – Pójdziesz po Andiego? Telefon chyba go całkowicie pochłonął… - Poprosiła odkładając pozostałe trzy talerze na stole. Pokiwałam głową mrucząc pod nosem słyszalne tylko dla mnie „Zdecydowanie tak…” 
Znalazłam się z powrotem na dworze. Nabrałam powietrza do płuc i rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu Andiego. Zamiast niego, niedaleko furtki zauważyłam okręcającą się wokół sylwetkę chłopaka którego do tej pory nie zdążyłam nigdzie zobaczyć. Wydawał się zdezorientowany, zagubiony i zakłopotany. Podeszłam niepewnie a w tyle mojej głowy nadal była myśl że mógłby być to Marcus. Jakby nie patrzeć, z tyłu ten był do niego uderzająco podobny. No… może nie uderzająco, wyglądał bardziej normalnie i nie był tak bardzo szeroki w ramionach. Miał na sobie prześwitującą, beżową koszulkę a na nia zarzuconą czarną skórzaną kurtkę. Miał też czarne rurki zanurzone do granatowych vansów. Kiedy stanęłam przy schodkach, jeszcze raz dokładnie się wokół oglądając, spojrzenie chłopaka spoczęło na mnie, a na jego twarzy pojawił się lekki, wybawczy uśmiech.
- Przepraszam… Wiesz może gdzie jest numer 47? – zapytał machając do mnie ręką. Nie, to zdecydowanie nie był Marcus. Przeszło mi przez myśl kiedy podchodziłam bliżej. 
- Nowy lokator? – zapytałam zatrzymując się przy furtce. Kiedy nieznajomy staną naprzeciwko, mogłam dokładnie go zilustrować. Uśmiechał się nieśmiało trzymając ręce w kieszeniach spodni. – Tu – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Chłopak zmarszczył czoło patrząc na mnie z tą zielenią w oczach. Roześmiałam się żywo wskazując na domek po lewej stronie. – Tu. 
- W sumie to tak… A ty? Moja pierwszo poznana sąsiadka? - Odezwał się drapiąc ręką z tyłu głowy. Zawtórował mi śmiechem odwzajemniając uśmiech. 
- W rzeczy samej. – Odpowiedziałam uśmiechając się jeszcze bardziej. 
- Jestem Harry – wyciągnął rękę w moją stronę.
- Gaby – odpowiedziałam ściskając dłoń chłopaka. Zlękłam się kiedy czyjaś dłoń dotknęła mojego ramienia, ściskając je mocniej a spojrzenie Matta ugrzęzło gdzieś za moim ramieniem. Jego twarz skamieniała a on sam wycofał rękę. Odwróciłam się do tyłu. – szukałam się. 
- Cóż… znalazłaś. – Odpowiedział oschle spoglądając na mojego nowego sąsiada. Oplótł ręce wokół mojej talii, ściskając je nieco. Był zły.
- Miło było Cię poznać Gaby – Matt w końcu odezwał się odsuwając nieco zakłopotany. – Dzięki za pomoc. – Powiedział machając w moim kierunku. Pośpiesznie ruszył w stronę swojego obiektu kiedy odmachałam mu nic sobie nie robiąc z zaciskającej się ręki chłopaka na moim biodrze. 
- Kto to był? – zapytał nadal chłodnym tonem odwracając mnie ku sobie. Zmarszczyłam czoło widząc jak jego usta układają się w cienką linię. 
- Nowy sąsiad. Pokazałam mu drogę, był tu pierwszy raz – Odpowiedziałam wzruszając ramionami – A ty gdzie byłeś? – Zapytałam wymijając bruneta. 
- Jesteś moja, pamiętaj o tym. – za sobą usłyszałam głos chłopaka który zmusił mnie do zatrzymania się. Odwróciłam się powoli i marszcząc czoło wróciłam do niego. 
- Nie jestem rzeczą, którą możesz wyrzucać kiedy Ci się znudzi, Andy. – Odpowiedziałam kręcąc głową. Wywali Cię jak jakąś zepsutą zabawkę kiedy mu się znudzisz. Tak zrobił ze mną i innymi dziewczynami… Odwróciłam się napięcie z powrotem w kierunku domu i z zaciśniętymi pięściami weszłam do środka ignorując przywoływania chłopaka. 


- Więc… - w pomieszczeniu rozbrzmiał ciągnący się głos Cioci Lily. – Jakie plany na wakacje, dzieciaczki? – wesoło zapytała przyglądając się mi i Andiemu. Wzruszyłam ramionami będąc nadal w amoku duchowym wciąż jeszcze gdzieś przed domem. – No nie mówcie że będziesz siedzieć przez całe wakacje w domu, moja droga. – roześmiała się energicznie. 
- W sumie… czemu by nie? Poznałam nowego sąsiada… nie nudziłabym się. – odezwałam się w końcu z chytrym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Obróciłam głowę nieco w kierunku Andiego aby zobaczyć jego minę. Nawet jego zdradzająca wszystko mina i karcący wzrok który kopał kolejne dziury w moich oczach ze wściekłością nie poprawiły mi humoru. 
- Od pani Gilbert? Och, no tak… wspominała wczoraj że już nie będzie mieszkać sama… - Tata potarł kciukiem brodę przypatrując mi się. Uśmiechnęłam się lekko stukając palcami w porcelanowy talerz. – Chyba będziecie razem do szkoły chodzić… 
Nawet mnie to nie obchodziło. Może też dlatego nie zwracałam za wielkiej uwagi na to co właśnie miał do powiedzenia mój Ojciec. W mojej głowie na nowo zaczęły powtarzać się słowa koleżanki Kate i jej samej. Nie dawało mi to spokoju. Zerknąwszy ukradkiem w stronę Andiego, zaraz po tym jak tata obwieścił nam iż Harry będzie chodzić z nami do szkoły, zauważyłam jego większe zdenerwowanie. Zmarszczyłam czoło patrząc na jego zaciśnięte pięści na stole. 

- To co? Kto zgłasza się na ochotnika do pomocy przy sprzątaniu? – z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojej Matki. Spojrzałam na nią skoncentrowana a jej uwaga była skierowana na mnie i na bruneta. Wstałam niepewnie wyciągając dłoń stronę jej talerza ale zanim zdołałam się zgłosić, ona postanowiła mnie wyprzedzić. – Andy, chodź chłopie. – machnęła ręką w kierunku Andiego uśmiechając się lekko. Mrugnęła do mnie dyskretnie a wtedy ja odsunęłam bardziej krzesło i uprzednio przepraszając wszystkich  wróciłam do pokoju. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz