GABY’S POV
Obudziłam się nagle słysząc głośny trzask drzwi. Miałam nadzieję, wręcz miałam ochotę naprawdę wstać i uciec wraz z tym, kto po mnie przyjdzie… jednak nikogo nie było. Był tylko Marcus z zaszytym na twarzy chytrym uśmieszkiem.
- To co? Zaczynamy show… - Odezwał się tajemniczym tonem podchodząc bliżej mnie. Mój oddech stawał się coraz bardziej nie równy gdy zauważyłam jak przy mnie kuca i palcami dotyka mojej brody przekręcając ją na bok by obejrzeć ranę jaką zadał mi Ivan. – Twojemu chłopakowi chyba na tobie nie zależy… - uśmiechnął się cwaniacko rzucając w drugą stronę moją brodę. Zjechał ręką po moim udzie zataczając na nim dziwne znaki, jednym dotykiem sprawiał że drżałam. Ze strachu. – Boisz się? – zapytał przyglądając się moim reakcjom.
- Uwolnij mnie… Proszę… - załkałam cicho podkulając nogi. Zdobyłam się na odwagę by spojrzeć na mężczyznę. Jego oczy pociemniały, zupełnie tak jak Andiemu podczas gdy się złościł. Jego uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił zostawiając po sobie jedynie twardy wyraz.
- Nie. – warknął wstając. Obszedł łóżko zbliżając się do drzwi. Dotykając metalowej klamki, zastygł na chwilę w miejscu a po chwili odwrócił się do mnie zmieniając swoje zamiaru. – idź na łóżko – Rozkazał twardo. Zmarszczyłam czoło kręcąc pośpiesznie głową. – Ja nie pytam Cie o zdanie, tylko masz to zrobić, jasne?! – Warknął zaciskając pięści. Kiedy nie otrzymał tego czego chciał, zdecydowanym krokiem ruszył w moją stronę silnie łapiąc mnie za ramiona i podniósł a następnie rzucił moim ciałem na łóżko. – Pożałujesz tego, suko – warknął twardo przez zaciśnięte zęby okrążając łóżko, by po chwili znaleźć się przy mnie. Chwycił za moją koszulkę szarpnął dłońmi tak, że koszulka rozerwała się całkowicie. Krzyknęłam przerażona a wtedy jego duża, dłoń powędrowała do moich ust ściskając je tak mocno, bym nie mogła już niczego zrobić. – Stul pysk, dziwko. – wysyczał klękając jednym kolanem na brudnej pościeli. Marcus jedną ręką zaczął odpinać mi guziki od spodenek gdy drugą nadal trzymał mocno moją szczękę. Łzy strumieniami od nowa zaczęły spływać po moich policzkach a strach jaki czułam w sobie był naprawdę potężny. Wtem do pokoju wszedł zupełnie obcy mi chłopak, był tak samo postawny jak reszta, wydawał się tak samo wściekły i wścibski jak Ivan czy Marcus.
- Zostaw ją, masz ją tu trzymać, nie pieprzyć. – Warknął łapiąc Marcusa za tył koszulki. – Halle na pewno nie byłaby zadowolona, Mark. – odepchnął mężczyznę w stronę drzwi.
- Ta dziwka na to zasłużyła – syknął spluwając na bok. Ocierając usta ręką jego wzrok ani na chwilę nie oderwał się ode mnie. Cały czas na mnie patrzył, z grozą w oczach. - Chyba zapomniałeś po co ją zabraliśmy, Jay.
- Jedyny który mógł o tym zapomnieć jesteś ty. – brunet posłał Marcusowi groźne spojrzenie – Dzwoniłeś już do Browna? Oczywiście że nie… - prychnął pod nosem. – Wykorzystaj swoje brudne łapska do czego pożytecznego i zadzwoń do niego. – warknął zwracając się w moja stronę. Jeden z jego kącików ust uniósł się posyłając mi łagodny uśmiech, mrugnął do mnie a następnie znów odwrócił się w stronę Marcusa.
Byłam tak bardzo oszołomiona, że nawet nie umiałam zrozumieć tego co właśnie się dzieje. Marcus wyjął z kieszeni spodni telefon komórkowy a następnie przełączając się na głośno mówiący wybrał numer Andiego.
- I jak kutasie? Odkryłeś niespodziankę jaką naszykowałem? – zapytał zaraz gdy sygnał przestał dźwięczeć po pomieszczeniu. Wolną ręką przeczesał włosy zerkając ukradkiem w moja stronę.
- Tylko ją tkniesz, gnoju. – usłyszałam rozwścieczony, naprawdę rozwścieczony głos Andiego. Nie mogłam, nie potrafiłam dłużej czekać. Musiałam to zrobić, musiałam dać mu znak że czekam na niego, że chcę by po mnie przyszedł, że wierzę… Kiedy po pokoju rozbrzmiał cichy chichot Marcusa krzyknęłam głośno, rozpaczliwie głośno. – Gaby? Ty chuju! Zabije Cię jak tylko położysz na niej łapy! – słyszałam kompletnie zmieniony głos Andiego. Zaraz po tym jak zaczęłam krzyczeć, zostałam drastycznie uciszona zasłanianiem mi ust ręką przez chłopaka który przerwał Marcusowi rozbieranie mnie natomiast drugą ręką oplótł moje dłonie, tak bym nie miała jak i do czego ich użyć a po drugiej stronie pojawił się znów ten czarnowłosy chłopak z wcześniej użytym nożem, znów podstawił mi go do gardła grożąc że go odetnie jeżeli jeszcze raz się odezwę. Nie potrafiłam być cicho, mój sam oddech sprawiał iż jęczałam, z bólu, ze strachu, z tęsknoty.
- Och, spokojnie Andy… Już to zrobiłem, w tym momencie, twoja dziewczyna leży na łóżku przyciśnięta przez Jamesa i Ivana bez bluzki… Niedługo będzie jeszcze lepiej… Specjalnie dla Ciebie zaspoileruję… Kiedy zostanę z nią sam na sam… - Mówił usatysfakcjonowany reakcją Andiego który swoją drogą robił się coraz bardziej niespokojny a świadczył o tym jego burzliwy oddech – Zedrę z niej te urocze dżinsowe spodenki… i będę ją pieprzył tak długo, jak tylko będę chciał… Tak samo jak Mayę… - Jego głos wydawał się naprawdę rozluźniony, żołądek podszedł mi do gardła kiedy tylko usłyszałam to co powiedział, miałam wrażenie jakby moje serce za chwilę naprawdę miało wyskoczyć mi z piersi.
- Znajdę was, a wtedy cała twoja grupka kutasów pożałuje że jeszcze stąpa po tej ziemi. – warknął zupełnie innym głosem.
- Och, jestem prawie pewny że oboje nie jesteśmy za trójkątem… - Parsknął odwracając się plecami. – Caaaaały dzień… Będę pieprzyć się z twoją dziewczyną, zapłacisz za to co zrobiłeś mi… Zapłacisz za wszystko, Brown – Powiedział twardo rozłączając się. – Więęęc… - obrócił się – Chłopaki, do auta jedziemy załatwić sprawy, i.. Um, James? – zwrócił się do bruneta trzymającego mnie za ręce i usta – Popilnujesz jej? Kto wie, co jeszcze strzeli jej do głowy…
Krótkie kiwnięcie chłopaka nie wiem w jaki sposób, ale nieco uspokoiło moje walące serce. Rozluźnił uścisk nieco gdy Ivan odsunął ode mnie tępe ostrze i razem z innymi zniknął za drzwiami pokoju. Wtedy brunet puścił mnie całkiem odsuwając się na bezpieczną odległość. Po chwili zapanowała dozgonna cisza gdy tylko usłyszałam dźwięk silnika i odjeżdżający pojazd. Bałam się odezwać, bałam się że on tak samo jak Marcus również będzie próbować mnie dotykać… Jednak on nic takiego nie robił. Siedział i patrzył na mnie w sposób który nie potrafiłam odgadnąć, widziałam tylko jego pokerową twarz.
Drgnęłam gdy tylko zobaczyłam jak ręką sięga do kieszeni spodni i wstaje. Przystawił urządzenie do ucha i zaczął przemieszczać się po pomieszczeniu.
- Andy? Tak, wszystko w porządku. Ja pierdole, jeżeli mówię że wszystko gra, to tak jest. – Warknął zerkając w moją stronę – No… Ivan ją trochę podrasował… Uspokój się, nic jej nie będzie. – Przemieszczał się po pokoju starając się uspokoić Andiego.
Zmarszczyłam czoło przyglądając się mu. Czy on właśnie rozmawiał z tym Andim o którym myślę? Jakby w odpowiedzi na moje niezadawane na głos pytanie uzyskałam jego lekki uśmiech w moją stronę. On naprawdę z nim rozmawiał! Na chwilę jeszcze odwrócił się w stronę za belkowanych okien i rozłączył się. A następnie odwrócił się i spojrzał na mnie znów z tą swoją pokerową twarzą.
- Andy jest już w drodze. Módl się żeby reszta nie wróciła do czasu kiedy tu dotrze. Bo kiedy to się stanie… - podszedł do mnie – W Andim rozbudzi się jeszcze większy potwór niż ten którego było słychać przez telefon. – usiadł na skrawku łóżka nie za blisko.
- D-dlaczego t-to robisz? – zapytałam pełna obaw. Chłopak spojrzał na mnie przez chwilę przyglądając się mojej twarzy.
- Jestem mu to winien. Dzięki niemu tutaj siedzę… - Odparł wzruszając ramionami. – Po tym co zrobił Marcusowi, nie wiem czy kiedykolwiek będę potrafił mu się postawić… - skierował swój wzrok na splecione dłonie – Masz szczęście że tutaj jestem, Andy potrafi być naprawdę narwany i często nie myśli nad tym co robi… Nie pomyślał że jeżeli odebrał Marcusowi jego słabą stronę, to Marcus zrobi to samo… - zmarszczyłam czoło nie rozumiejąc co mówi.
- Co jest słabością Andiego? – zapytałam drżącym głosem. Brunet zwrócił się ponownie do mnie i uśmiechnął lekko.
- Ty… - Odparł w tym samym momencie kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły a w nich stanął nie kto inny jak Marcus. Zamarłam zdając sobie sprawę z tego co właśnie powiedział.
- James, za drzwi. – rozkazał ostrym tonem na co cała zadrżałam ściskając mocniej ręce na stopach. – Nie ma Cie. – warknął.
- Nie jestem psem, żebyś mi rozkazywał. – James przeciwstawił mu się. W odpowiedzi, od Marcusa dostał z pięści w twarz. Oparł się o łóżko patrząc w jeden punkt. Jego oczy zupełnie pociemniały a po błękitnym odcieniu nie było ani śladu. Gwałtownie ruszył w stronę Marcusa i nie będąc mu dłużej dłużnym, wymierzył mu cios.
- Ej, ej, ej! Spokój! – w pokoju zjawiła się reszta grupki próbując rozdzielić dwójkę bijących się mężczyzn. Kiedy już to udało im się zrobić, na polecenie Marcusa próbowali wywalić z pomieszczenia Jamesa. Zaczęłam trząść się ze strachu gdy tylko drzwi zostały zatrzaśnięte A Marcus zaczął się do mnie zbliżać z tym samym wyrazem twarzy z jakim go widziałam podczas gdy rzucał mną o łóżko.
- Nie, proszę… Nie… - zaczęłam łkać od nowa z nadzieją że da mi spokój I zostawi mnie. On zamiast tego zatrzymał na chwilę ręce by po chwili po pokoju rozbrzmiał jego chrapliwy śmiech. Złapał mnie za ręce i siłował się bym puściła nogi. – Zostaw mnie, proszę… Błagam Cię…
- Nie bądź śmieszna, dziwko. I tak od dawna prosiłaś się o to… - warknął szarpiąc za moje ręce. Zaczęłam krzyczeć zrozpaczona. Próbowałam mu się wyrwać, uderzyć, kopnąć… Nie mogłam. Nie miałam siły na cokolwiek. Bolał mnie każdy mój najmniejszy ruch… Mimo tego, gdy próbował zdjąć ze mnie spodenki, wierzgałam nogami, aby utrudnić mu zadanie. – Przestań się ruszać kurwo! – warknął wymierzając mi siarczysty policzek przy którym towarzyszył mój gardłowy wrzask. – Mogę poradzić sobie nawet z nimi… - warknął rozpinając guzik i suwak od swoich spodni. Spróbowałam mu uciec, korzystając z okazji, gdy on był zajęty, ja wstałam z łóżka i próbowałam dostać się do drzwi, jednak on był szybszy i szarpnął mnie za nadgarstek, tak bym ponownie wylądowała na łóżku.
- Proszę, nie… - załkałam głośno zaciskając załzawione powieki. W momencie gdy wymierzam mi kolejny cios, drzwi zostały z hukiem otwarte a w nich stał On.
Nie… To nie był Andy… To był ktoś inny, ktoś kogo nie znałam, do tej pory… Módl się żeby reszta nie wróciła do czasu kiedy tu dotrze. Bo kiedy to się stanie… W Andim rozbudzi się jeszcze większy potwór… Przypomniały mi się słowa Jamesa w momencie kiedy Andy z niezwykłą siłą szarpnął Marcusa.
- Trzymaj swojego chuja z daleka od niej – warknął kierując do niego cios, jeden, drugi, trzeci i kolejny… W tym czasie do pomieszczenia wpadła dwójka jego przyjaciół która od razy próbowała odciągnąć Andiego od Marcusa.
- Sam nie umiesz przyjść? Musisz zawsze wspomagać się przyjaciółmi? Oj Andy… - Marcus nic sobie nie robiąc powoli podniósł się z podłogi. Wycierając z krwi usta. Posłał Andiemu chamskie spojrzenie, by na końcu uwiesić je na mnie. – Nie mów tylko że seks też uprawiacie grupowy… - sprytnie wyprowadzał Andiego z równowagi.
- Masz uwolnić Gaby, nie zakatować na śmierć tego skurwiela. – Przypomniał mu Ryan szarpiąc za koszulkę Andiego w moją stronę. – My się nim zajmiemy, ty ją stąd zabierz. Ona tu jest, Andy. Chyba nie chcesz żeby znowu unikała Cię jak ognia. Weź się w garść, stary – powiedział odwracając się w kierunku Marcusa.
Andy natomiast przez chwilę nie wykonał żadnego ruchu. Stał do mnie tyłem, ale nawet to nie przeszkodziło mi w tym aby widzieć jak bardzo był wkurwiony. Jego pięści zaczerwienione od krwi Marcusa zaciskały się mocno, a on sam oddychał powoli i głęboko starając się uspokoić. Odwrócił się do mnie napięcie i szybkim krokiem podszedł bliżej. Spojrzał mi w oczy, jakby bał się że zachowam się zupełnie tak jak kilka dni temu w jego sypialni. Z wahaniem dotknął ręką mojej poranionej szyi. Jego szczęka znów się zacisnęła do granic możliwości a w jego oczach prócz przerażającej ciemności, mogłam dostrzec ból. Zdjął swoją koszulkę a następnie wyciągnął rękę w której ją trzymał w moją stronę.
- Załóż ją, proszę. – Odezwał się napiętym głosem. Zrobiłam to, wzięłam koszulkę i przewiesiłam ją przez głowę, czując nadal pulsujący ból na szyi. Andy rozchylił ramiona nadal z dużym wahaniem, a ja nie czekając dłużej na cokolwiek rzuciłam mu się w ramiona ze szlochem. Ścisnął mnie mocno na plecach a następnie wolną ręką podniósł mnie umieszczając ją pod moim kolanem. Ruszył w stronę drzwi a ja płakałam mu do ucha z zamkniętymi oczami.
- Błagam Cię, nie płacz… - wyszeptał kierując mnie przez hol w którym reszta jego przyjaciół zajmowała się Ivanem i kilkoma innymi mężczyznami. Jego głos wydawał się naprawdę poruszony, drżał tak bardzo, że miałam wrażenie jakby zaraz miał się tu rozpłakać. Złożył pocałunek na moich włosach, ja natomiast, jeszcze bardziej go ścisnęłam, choć to naprawdę było lekko. Nadal byłam obolała. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, w moje ciało uderzyło chłodne powietrze, jęknęłam cicho czując jak zimny wiatr drażni moją ranę. – Zostań tu i poczekaj na mnie. Zaraz wrócę, obiecuję. – Powiedział stojąc przy samochodzie. Zaraz obok niego pojawił się Joel i otworzył drzwi od strony pasażera. – Joel z tobą będzie, nie bój się – Mówił układając mnie na siedzeniu, kiedy pocałował mnie w policzek i ruszył z powrotem do budynku, ja odruchowo przesunęłam się na koniec siedzenia zauważywszy jak chłopak powoli zajmuje miejsce obok.
- Nie bój się… Nic Ci nie zrobię, pokaż mi szyję – Poprosił sięgając po czerwoną skrzynkę spod przedniego siedzenia. Zmarszczyłam czoło próbując opanować lęk. – Trzeba Ci przemyć ranę… - Kontynuował wyjmując wodę utlenioną i gazik. – Daj… - Powiedział wyciągając powoli do mnie rękę.
Spojrzałam na nią przez chwilę nie wiedząc co powinnam zrobić a następnie spojrzałam na chłopaka. Patrzył na mnie i uśmiechał się ciepło, nie tak jak Ci od Marcusa… Z wahaniem odsunęłam głowę dając lepszy dostęp chłopakowi uprzednio odgarniając włosy na drugą stronę szyi.
- Będzie boleć. – ostrzegł przykładając gazik do mojej rany, zacisnęłam mocno powieki i przegryzłam wnętrze policzka tłumiąc ból jaki sprawił mi Joel. Założył mi opatrunek a wtedy ja otworzyłam oczy i napotkałam jego łagodną twarz. – Zaśnij, przed nami długa droga do domu… - Poradził wychodząc z samochodu.
- Um… Joel? – Zatrzymałam go niepewnym głosem. Odwrócił się i schylił tak, by dobrze mnie widzieć. Cierpliwie wyczekiwał tego co chciałam mu przekazać. Nabrałam powietrza do płuc a następnie wypuściłam je. – Dziękuję… - szepnęłam posyłając mu pełen wdzięczności uśmiech.
- Nie masz za co, Gaby. Śmiało mogę przyznać, że Andy nawet by góry przenosił za tobą. – Odparł posyłając mi szczery uśmiech. – A teraz śpij, na pewno jesteś zmęczona…
Oparłam się głową o tył siedzenia i skierowałam twarz w stronę budynku. Przez jakiś czas patrzyłam na drzwi wyczekując powrotu Andiego, Ryana i reszty…
Po jakimś czasie, z tylnej szyby zauważyłam nadjeżdżającą policję. Po krótkiej wymianie zdań z Joelem, funkcjonariusze ruszyli w stronę opuszczonego budynku w którym był Andy, Ryan, Marcus, James i reszta. W momencie kiedy oni wchodzili do środka, W progu pojawił się Ryan z Andim, a następnie reszta chłopaków. Ruszyli w stronę samochodu a Joel wsiadł do środka na miejscu kierowcy. Drzwi otworzyły się i obok mnie usiadł Andy, przyciągnął mnie do siebie i ze wszystkich sił przytulił mnie. Kiedy wszyscy już wsiedli do środka, Joel odpalił silnik w tym samym momencie gdy policjanci wyprowadzali grupę Marcusa zakutych w kajdanki. Zadrżałam w objęciach Andiego kiedy Marcus spojrzał na mnie ostrym spojrzeniem. Nawet nie zwróciłam uwagi na to jak słabo trzymał się na nogach i jak okropnie wyglądał po walce, zresztą inni nie wyglądali zupełnie inaczej. Zauważyłam wychodzącego z budynku Jamesa, trzymającego ręce głęboko w kieszeniach spodni.
- Andy… James wyszedł – Ryan mruknął odwracając się do nas. Andy rozluźnił uścisk i spojrzał mi prosto w oczy. Jego wzrok nadal był ciemny.
- Zaraz wracam, dobrze? – zapytał z wahaniem, a kiedy tylko pokiwałam głową pocałował mnie w usta i szybkim ruchem wyszedł na zewnątrz nie zamykając drzwi.
Nie byłam w stanie usłyszeć o czym mówili. Przed oczami nadal miałam srogą twarz Marcusa. Chłopcy uścisnęli sobie ręce i poklepali po plecach dziękując za pomoc.
- Trzymaj się, mała. – schylając się tak by dobrze mnie widzieć, powiedział posyłając mi szczery uśmiech. Pokiwałam głową i wypowiedziałam niesłyszalne dla nikogo „przepraszam” a od Jamesa otrzymałam jedynie mrugnięcie oczu. Po chwili wyprostował się i pożegnał się z Andim – Do zobaczenia wkrótce.
Westchnęłam cicho kiedy Andy ponownie usiadł obok i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w jego tors i wraz z wyjazdem samochodu, zamknęłam oczy wdychając zapach o którym przez cały czas marzyłam. Był tu, uratował mnie… Kto jest słabością Andiego? Ty… schowałam twarz jeszcze bardziej w zagłębieniu jego szyi. Andy pocałował mnie czubek głowy a ja w tym czasie pozwoliłam sobie odpłynąć, bezpieczna i szczęśliwa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz