czwartek, 2 maja 2019

19. Help!

Zaraz po opuszczeniu mieszkania Kate, ruszyłam w kierunku parku. Parku do którego nikt nie przychodził, wszyscy woleli unikać tego miejsca od ostatnich wydarzeń jakie miały tu miejsce pięć lat temu. Kiedy tylko pytałam się kogoś o to co się tam wydarzyło, zmieniali temat albo po prostu mnie wymijali… Kiedy miałam jedenaście lat, a sprawa była zupełnie świeża usłyszałam rozmowę Taty z jego kolegą który pracował w policji. Dowiedziałam się tylko tego że zginęła tam dziewczynka mniej więcej w moim wieku. Niczego więcej nie mogłam się dowiedzieć. 
Dochodząc do altanki która była otulona wodą, napotkałam wzrokiem niewielki tunel zabrudzony graffiti. Tylko on zmieniał kontrast tego cudownego i pięknego miejsca. Lampy ziemne idealnie oświetlały ponury korytarz. Dopiero teraz zauważyłam mijający czas. Zwróciwszy uwagę na nieskazitelne barwy zachodzącego słońca. 
Miałam ochotę krzyczeć. Wykrzyczeć swoje wszystkie uczucia. Nadal byłam wściekła na Kate, miałam wrażenie jakbym dopiero wyszła od niej a tak naprawdę minęło dość sporo czasu. Samo dojście tutaj zajęło mi naprawdę dużo czasu. 
Słysząc cichy szloch dochodzący z oświetlonego tunelu, postanowiłam tam podejść. Mimo że strach z każdym krokiem piętrzył, nie zatrzymałam się nawet na sekundę. Kiedy dotarłam już do tego miejsca i wychyliłam się nieco tak by zobaczyć kto tam jest i jednocześnie by ta osoba mnie nie zauważyła. Nie wiedziałam kim ta osoba jest, mogłaby być każdym. Mordercą, bandytą albo kimś jeszcze gorszym. Niecałe dziesięć metrów przede mną siedziała kobieta. Wydawała się być bardzo malutka, kiedy tak skurczona kiwała się w przód i w tył, a nieopodal niej leżało zdjęcie, znicze i… kwiaty. Zdezorientowana patrzyłam na kobietę. Byłam przekonana że nikt tu nie przychodzi, nigdy jej tu nie zobaczyłam… Może dlatego bo do tego miejsca nigdy nie podchodziłaś, idiotko?  Pokręciłam pośpiesznie głową wymazując niechciany głosik w mojej głowie. Przez jakiś czas przyglądałam się owej kobiecie zastanawiając się nad tym czy jakbym stanęła normalnie, to czy by mnie zauważyła. Była tak bardzo pogrążona w rozpaczy że na pewno by mnie nie zauważyła. Chciałam dowiedzieć się co się stało, chciałam jej pomóc, ale moje nogi za nic w świecie nie chciały ruszyć w kierunku owej kobiety. 
Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim brzuchu a po chwili druga oplatała moje usta. Nie wiem dlaczego, ale nie czułam strachu. Nie bałam się. Czułam że to On, szukał mnie. Byłam spokojna, dopóki nie odezwał się. 
- Cześć Piękna. – ten szorstki głos zdecydowanie nie należał do Andiego. Moje oczy stały się jeszcze większe a moje ciało od nowa przeleciał strach. Zaczęłam się szarpać z nieznajomym. Chciałam mu uciec, lecz najpierw musiałam sprawić że mnie wypuści. – To nic nie da, teraz będziesz moja. Andy już mi nie przeszkodzi. – słowa które wypowiedział podczas gdy ja próbowałam się uwolnić przeszywały moje ciało. Na chwilę zaniechałam wyrywaniu się a strach wzmocnił się jeszcze bardziej. Kiedy mężczyzna jedną ręką przejechał po moim brzuchu, zatrzymując się na udzie a jego druga ręka nadal trzymała moje usta wykorzystując jego chwilowe zainteresowanie czymś innym, ugryzłam go w rękę, tak mocno jak tylko potrafiłam. Puścił mnie a z jego ust wydostał się głośny jęk wtedy korzystając z okazji zaczęłam biec w kierunku drogi powrotnej. 
Ale on nie był sam. Znikąd pojawili się inni zagracając mi drogę ucieczki. Byłam przerażona. Jak nigdy chciałam aby Andy tu był, tylko gdzie on był? Kiedy owa grupka zaczęła powoli się do mnie zbliżać, stopniowo zaczęłam się cofać kompletnie zapominając o mężczyźnie znajdującym się za mną. 
- Przestań się wierzgać dziwko! – warknął ściskając mnie za nadgarstek. Moje serce biło jak szalone a moje ciało krzyczało tylko „Uciekaj” ale jak mogę uciec skoro trzymają mnie? – Chyba że chcesz żeby cie bolało… - Złapał mnie za obie ręce i skrzyżował je za moimi plecami tak bym nie miała jak mu się wyrwać. Kiedy znów odezwał się do mnie, a później poczułam palący ból na twarzy, łzy strumieniami zaczęły lać się po moich policzkach.  Jeden z jego towarzyszy podszedł bliżej wyciągając zza pleców strzykawkę którą wbił mi w tył szyi. – Do zobaczenia niedługo, aniele. – wysyczał przez żeby a przez moje ciało przeszedł naprawdę wielki dreszcz. Kilka chwil później poczułam jak moje ciało drętwieje. A oni podnoszą mnie i prowadzą do czarnego samochodu który nie wiem kiedy się pojawił. Później już tylko był mrok…

Kiedy zdołałam uchylić powieki wszystko wydawało się być niewyraźne i zaczadzone. Nie wiedziałam gdzie jestem. Przymknęłam ponownie powieki chcąc otworzyć je jeszcze raz i obudzić się w domu, w moim pokoju, w moim łóżku. Byłam oszołomiona. Nie wiedziałam co się dzieje. Otworzywszy ponownie powieki przed moimi oczami znów był ten sam, obrzydliwy i zaczadzony pokój. Chcąc się podnieść złapałam w garść materiał koca którym byłam okryta. Zmarszczyłam czoło próbując sobie przypomnieć moment kiedy tu przyszłam, kiedy się tu położyłam. 
Nic,
pustka,
odchłań. 
Zwróciwszy uwagę na mój na nowo zasiniony nadgarstek moje oczy znów się zaszkliły. Czy to mogło się wydarzyć? Zrobił to znowu? Przecież, obiecał… Fala gorąca uderzyła w moje ciało wraz z chwilą kiedy powoli zaczynałam odzyskiwać świadomość. Zaczęłam się trząść.
Opustoszały park.
Cierpiąca kobieta.
Cześć Piękna. 
W mojej głowie zaczęły odtwarzać się różne scenariusze. Mieszały się ze sobą, niepozwalając mi na proste zrozumienie tego co się wydarzyło. Cześć Piękna. Moje serce zaczęło szybciej bić gdy tylko w mojej głowie zaczęły dźwięczeć te dwa słowa wypowiedziane przez zupełnie obcego faceta… Ale czy tak naprawdę był on obcy? Andy już mi nie przeszkodzi. Znał go, oni obaj znali się. 
Obracając wokół własnej osi siną dłoń Zwróciłam uwagę na stolik nieopodal łóżka na którym leżałam. Na stoliku znajdowała się świeca oświetlająca pomieszczenie i nóż. Moje ciało ogarnęło przerażenie. Byłam przerażona. Zaczęłam rozpaczliwie rozglądać się za jakimś wyjściem. Okno było zagwożdżone belkami, co najgorsze miejsce przypominało jakąś melinę. Moje serce zaczęło jeszcze bardziej bić kiedy tylko do moich uszu dobiegł dźwięk stawianych kroków. 
- Och, już się obudziła śpiąca królewna… - niski głos rozbrzmiał po pokoju gdy tylko drzwi po prawej stronie pokoju otworzyły się ukazując w progu dość postawnego szatyna. 
Kiedy wszedł do środka, i wolnym krokiem podchodził do mnie, ja jak tylko mogłam oddalałam się na drugą stronę łóżka a mój strach stawał się z każdą chwilą coraz większy i większy. 
- Och, dajesz się taka niewinna… - usiadł łagodnie na rowku łóżka i sięgnął dłonią na mój policzek, odwróciłam głowę tak, by nie mógł go dotknąć a to tylko jeszcze bardziej go rozbawiło – Ciekawe co zrobi Andy kiedy do niego zadzwonimy… - kontynuował swój monolog a ja w ciszy i skupieniu przymknęłam powieki modląc się aby Andy pojawił się tu. – Chcesz tego prawda? Czekasz na to aż do niego zadzwonię… - jego gardłowy ton stawał się coraz bardziej nieprzyjazny dla moich uszu. Poczułam jak swoją łapą dotyka mojej twarzy, zaciskałam mocno szczękę razem z oczami odliczając sekundy od jego odsunięcia ręki. – Ale jeszcze nie teraz… Nie płacz, kochanie… To nie będzie bolało… - Kontynuował ścierając z moich policzków łzy. – Wiesz… Twój chłopak zadarł z niewłaściwą osobą… 
- O-on n-nie jest… - jąkałam się próbując powiedzieć że się myli. Mylił się, i to bardzo. Z wahanie otworzyłam oczy i zobaczyłam owego chłopaka. Siedział na wpół leżąco i wpatrywał się we mnie. Jednak jego spojrzenie nie przygniatało mojego z jaką siłą potrafił zrobić to Andy. 
- Odebrał Marcusowi piętę achillesową, teraz my… Mu ją odbierzemy… O ile taka w ogóle istnieje… Przekonajmy się… IVAN! – ignorując moje słowa kontynuował. Kiedy krzyknął w stronę drzwi, zaraz w nich zjawił się kolejny postawny facet. Samym spojrzeniem budził grozę i niepohamowany strach, a dowiedziałam się o tym dopiero wtedy kiedy na niego spojrzałam. 
Mężczyźni wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia a po chwili jeden z nich, ten który siedział wstał z łóżka i wyciągnął z kieszeni telefon. Oddalił się nieco, a ciemno skóry, przerażający mężczyzna zajął jego miejsce.
Potężna gula pojawiła się w moim gardle gdy tylko Ivan zaczął się do mnie zbliżać, jeżeli przedtem byłam przerażona, to ten moment był jeszcze gorszy, byłam naprawdę przerażona, chciałam stąd uciec. Moją uwagę na ułamek sekundy przykuł dźwięk oznaczający nawiązanie połączenia. Kiedy poczułam brudną rękę na moim udzie, energicznie wstałam z łóżka i podeszłam szybkim krokiem pod ścianę. Gdy poczułam przeraźliwy ból między nogami podkuliłam się nieco a po pokoju rozbrzmiał zadowolony głos jednego z mężczyzn.
Czarnoskóry wziął do ręki nóż który znajdował się na stoliku i podszedł do mnie, przystawił mi go do szyi a wtedy usłyszałam ostatni sygnał i Jego głos…
- Witaj mój przyjacielu… - W tym momencie zauważyłam że w pokoju znajduje się więcej osób. To nie był głos tego który wszedł tu jako pierwszy. Był nieco łagodniejszy tak samo jak jego wygląd jednak w pewnym stopniu jego głos również był przerażający, nie zapowiadający niczego dobrego… 
- Czego znowu chcesz Marcus? – Ponownie usłyszałam warczący ton Andiego, zacisnęłam mocno powieki czując sunący po mojej szyi tępy nóż. 
- Chciałem zapytać jak miło spędzasz czas ze swoją dziewczyną… jak ona ma? – Zwrócił się w naszym kierunku posyłając mi groźne spojrzenie domagając się odpowiedzi. – Ach, tak… Gaby… Wiesz, muszę przyznać że dziewczyna ma naprawdę dobry gust co do urządzania pokoju… - Zakpił odwracając się z powrotem do nas tyłem. W tle przez pewien czas było słychać szum, jakby brunet gdzieś się przemieszczał, nagle zatrzymał się a jedyne co było słychać to jego przyśpieszony oddech. - Chyba już zauważyłeś jej brak… zajrzyj do pierwszej szuflady jej szafki po lewej. Dobrej nocy, Andy… - rozłączając się kiwnął w stronę czarnoskórego na co on jeszcze mocniej przycisnął tępe ostrze do mojej skóry. Czułam jak tętnice zaczynają mi pulsować, jak nóż zaczyna do nich docierać.
- Tak mi Cię szkoda, kochanie… - czarnoskóry wyszeptał mi prosto w twarz zostawiając po sobie obrzydliwy zapach. –zapłacisz za błąd twojego chłopaka… - Kiedy ruszył nożem poczułam pieczenie po prawej stronie szyi. Kiedy odsunął się ode mnie zabierając nóż czekałam aż wszyscy opuszczą pokój. Kiedy już tak się stało, odruchowo złapałam za szyję. Przeniosłam rękę na wprost, a na niej zobaczyłam bordową ciecz. Krew.  
Zamknęli mnie. Jak psa, zostałam sama. Nie chciała tu być, chciałam jak najszybciej się stąd wydostać. Chciałam znów zobaczyć uśmiechniętych rodziców, Pana Browna żartującego przy kolacji i… Jego. Chciałam znów poczuć się bezpieczna, w jego ramionach.
Osunęłam się powoli na podłogę czując nadal palący ból. Oparłam ręce na kolanach i drżącymi dłońmi zakryłam twarz. Nie byłam w stanie się uspokoić, mimo że byłam sama. Oni i tak byli, tam.  Wiesz, muszę przyznać że dziewczyna ma naprawdę dobry gust co do urządzania pokoju… Zakryłam rękoma uszy próbując zatuszować to co w tym momencie było dźwiękiem w moich uszach. On był tam, był w moim pokoju… I z tą chwila kiedy sobie to uświadomiłam przypomniała mi się rozmowa z Andim… 
Nie zasłoniłaś ich, jeszcze lepiej… miałaś otwarte drzwi na oścież.
Przestałam poruszać energicznie głową czując znów ten palący ból na szyi. Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć. Zaczęłam odliczać czas kiedy Andy lub ktoś inny, tata albo ktoś z kolegów Andiego… Przyjdzie tu, i mnie stąd uwolni…
Wywali Cię jak jakąś zepsutą zabawkę kiedy mu się znudzisz.
A może jednak tego nie zrobi? Może ta dziewczyna miała rację? Może pozwoli na to by Oni mnie skrzywdzili? Może on naprawdę nie jest taki za jakiego go uważałam gdy był przy mnie? Może tylko grał by tylko mnie wykorzystać? Ale on przecież tego nie zrobił… Nie, on nie jest taki… Nie zrobiłby tego, on… Obiecał…

ANDY’S POV.

Zniecierpliwiony czekałem aż ktoś otworzy te cholerne drzwi. Mogłem wejść do niej, do pokoju przez balkon jak to robiłem do tej pory, ale pomyślałem o tym dopiero tutaj, po naciśnięciu dzwonka. Z każdą kolejną chwilą, byłem coraz bardziej zdenerwowany, co ja mówię, wkurwiony! Byłem cholernie wkurwiony telefonem Marcusa. Modliłem się aby w drzwiach stanęła Gaby, ta, którą pożegnałem po południu.
Po chwili drzwi zostały otwarte a w nich stał Pan Evans, jego postawa i wyraz twarzy z jaką mnie przywitał utwierdzała mnie w przekonaniu iż było coś nie tak. 
- Gdzie jest moja córka?! – Warknął łapiąc mnie za materiał koszulki. Był wytrącony z równowagi, nawet nie próbowałem się bronić, wolałem poczekać na odpowiednią chwilę, i wykorzystać całą swoją siłę na Marcusie. 
- Gordonie, zostaw go! – Usłyszałem głos Dianny która pojawiła się zaraz przy nas łapiąc mężczyznę za obie ręce. – Do niczego nie dojdziemy jeżeli tak będziesz się zachowywać! – zganiła go zmuszając do tego by mężczyzna w końcu mnie puścił. 
- Andy, gdzie jest Gaby? – W przedpokoju pojawiła się sylwetka kobiety którą spotkałem rano w kuchni. Po minach każdego zauważyłem niepokój. Zmarszczyłem czoło pocierając twarz jedną ręką chcąc zrozumieć wszystko to co ma miejsce teraz, zaczynając od momentu gdy telefon mi zadzwonił. 
- Kiedy wychodziła? – zapytałem ignorując blond włosej kobiety pytanie. Nie było czasu na wyjaśnienie czegokolwiek, musiałem dowiedzieć się gdzie poszła. 
- Wyszła zaraz po tobie, poszła do Kate – odpowiedziała wskazując na salon. – usiądź. 
- Kim jest Kate? – zapytałem zdezorientowany wchodząc do salonu gdzie siedział mój ojciec i nieznajoma kobieta z szatynką u boku. Wodząc wzrokiem po pozostałych, wszyscy zwrócili głowy w stronę szatynki. 
- Ja jestem Kate. Nie mogę uwierzyć że ona jest naprawdę taka głupia. Co? Powiedziałeś jej kilka słodkich słówek i już ją zdobyłeś? A teraz? Zamknąłeś ja gdzieś w odludnym miejscu i…
- Katherine Annabelle Colins! – Skarciła ją kobieta siedząca obok. 
- Nic kurwa nie wiesz! – warknąłem zaciskając pięści najmocniej jak tylko potrafiłem aby tylko nie wybuchnąć.
- Andy! – usłyszałem karcący ton mojego ojca. Zignorowałem go podchodząc do Ojca Gaby. 
- Zrobię wszystko żeby ją odnaleźć. Znajdę ją, obiecuję. – Powiedziałem drżącym ze złości głosem. Następnie wyminąłem go i opuściłem dom wyciągając z tylnej kieszeni spodni telefon. Za sobą słyszałem wołanie Taty, Dianny i reszty. Nie obchodzili mnie, obchodziło mnie w tej chwili tylko to, gdzie ten drań wywiózł Gaby, moją Gaby. 
- Co jest? – po drugiej stronie usłyszałem głos rozbawionego przyjaciela. Zabrałem głębokiego powietrza próbując trochę się uspokoić. – Andy, co się dzieje? – Tym razem, zapytał zaniepokojony. Otwierając drzwiczki od samochodu wypuściłem je.
- Zbierz resztę i przygotujcie sprzęt. – Rozkazałem wsiadając do samochodu i zamykając za sobą drzwi. 
- Ale Andy, co się… 

- Nie pytaj tylko rób to co mówie! Jasne? – Warknąłem coraz bardziej rozwścieczony. – Ten gnój ją zabrał. Zabrał Gaby. – Krzyknąłem przekręcając kluczyk w stacyjce. – Będę u was za trzy minuty, macie być gotowi. – oznajmiłem rozłączając się. Rzuciwszy telefon na sąsiadujące siedzenie z piskiem opon zjechałem z krawężnika i ruszyłem do Adama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz