Zwariowałam… Tak, to chyba odpowiednie słowo. Czułam się okropnie, a świadomość że ktoś prócz Taty, Dziadków, Cioci i psycholog to widział wcale nie ułatwiała mi sprawy. Czułam się naprawdę tak jakbym do końca oszalała, jakbym słyszała jego myśli… Jesteś stuknięta… Te dwa słowa przez większość czasu szumiały mi w głowie, nie pozwalając mi na dobrowolne i racjonalne przemyślenia.
- Hej… - usłyszałam cichy głos chłopaka. Jedną ręką złapał za kubek herbaty i odstawił go na stolik, a następnie złapał za moją dłoń lekko ją ściskając a drugą natomiast dotknął delikatnie mojej brody i przekręcił ją tak, bym spojrzała mu w oczy. Myślałam że zobaczę wszystko czego się spodziewałam, że będzie mieć mnie naprawdę za jakąś nienormalną ale nie… Patrzył na mnie z tą iskierką w oczach a jego czekoladowy kolor oczu znów przypominał miód. – Przecież nic się nie stało… Za co ty chcesz mnie przepraszać? – Zapytał uśmiechając się lekko. Mogłabym nawet przysiąc że w pewnym momencie wydawał się naprawdę rozbawiony.
- Jestem chora, Andy – Odezwałam się w końcu wyrywając się zwinnie uściskowi chłopaka. Splotłam swoje ręce które w tym momencie wydawały się naprawdę bardziej interesujące niż cokolwiek wokół…
- Nie jesteś chora! Jesteś po prostu zagubiona. - mówił łagodnym głosem odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy. – Jesteś silna i jestem pewny że dasz radę stanąć na nogi…
- Ja…
- Nie, po prostu rób wszystko by tak więcej nie było, przełam się, Aniele… - Przerwał mi stykając swoje wargi z moją głową. Pocałował mnie w skroń a następnie obdarzył mnie swoim cudownym uśmiechem. Uśmiechnęłam się lekko powtarzając sobie jego słowa. Kiedy zwróciłam głowę w jego kierunku, pozwoliłam się zatopić w cudownym i urzekającym pocałunku. – Choćbyś nie wiem jak stuknięta była, ja i tak Cię nie zostawię, Gaby. Nawet jeśli zajęłoby mi to wieczność, nadal jestem skłonny do tego by kontynuować rozgryzanie Cię… - Odezwał się rozłączając nasze usta, Jego oddech wydawał się tak samo nie równy jak mój. – Jakkolwiek można to zinterpretować… - uśmiechnął się - Nie zrezygnuję z tego. – Oparł swoje czoło o moje patrząc na mnie znów tym palącym spojrzeniem. Pokiwałam lekko głową a jego ręka objęła mój tył głowy. – W porządku? – Zapytał z wyraźną troską – Chciałbym abyś nie ukrywała niczego przede mną, Gaby…
- Nie wiem czy…
- Po prostu to rób. Nie myśl, po prostu rób. Rób to czego się boisz, ryzykuj, Gaby. Na tym to wszystko polega… I jeśli będziesz tego potrzebować, pomogę Ci… - Po raz kolejny przerwał mi gładząc koniuszkami palców mój policzek. – Jesteś moja…- Zadrżałam na jego słowa a on zatopił mnie w swoich szerokich i silnych ramionach. Moje ręce powędrowały na jego górną część pleców ściskając je nieco.
- A ty mój… – Odpowiedziałam niepewnie drżącym głosem. Zatopiłam się w nim bardziej kiedy dotarło do mnie co właśnie mu powiedziałam. Andy zacieśnił uścisk kreśląc na moich plecach nieznane wzory.
- Zgadza się, Gaby. Jestem twój, tylko twój... – Jego łagodny głos wydawał się taki… Nawet nie potrafiłam dobrać odpowiedniego słowa. Moje policzki w tej chwili na pewno przybrały czerwonych odcieni a jego odpowiedź sprawiła iż na mojej twarzy pojawił się uśmiech, lekki, prawdziwy uśmiech…
- Czy Pani się uśmiecha, Panno Evans? – Zapytał formalnym tonem nie ukrywając rozbawienia przy odsuwaniu mnie od siebie. Uderzyłam go lekko w ramię odwracając się od niego. – Och, tak… I to jak pięknie… - chwycił mnie od tyłu w talii i przytulił się do moich pleców.
- Chyba powinnam się ubrać… - Odparłam odwracając się napięcie.
- Chyba na pewno… Już jest… - wyjął z kieszeni spodni telefon – Wow… piętnasta… - Odparł zdziwiony nadal uśmiechając się do mnie. Rzucił telefon na łóżko a następnie powędrował ustami do mojego czoła. – Idź się zbierz a ja zaczekam na Ciebie… - Pokiwałam głową a Andy wypuścił mnie ze swoich ramion. Wzięłam z szafy ubrania i poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic i ubrać się.
Po wykonanych czynnościach, wyszłam z łazienki pachnąca, ubrana i uczesana. Andy w tym momencie dopijał swoją herbatę o której sobie właśnie przypomniałam. Obrócił się w moją stronę i uśmiechnął szeroko.
- Nie miałbym naprawdę nic przeciwko gdybyś tutaj się ubierała… - Zaśmiał się odstawiając kubek na stoliku następnie podszedł do mnie. – Chociaż… Mogłaś zostać w tej koszulce… I tych rozczochranych włosach…
- Zostałabym w niej… Ze względu na dzisiejszy, przesiadywany cały dzień w domu… Ale chyba lepiej jest jak wyglądam jak człowiek, prawda? – Zapytałam wymijając chłopaka i wzięłam do ręki swój już letni kubek z przepyszna herbatą.
- Wyglądasz cudownie… - Podszedł do mnie od tyłu i pocałował mnie w szyję. – I pachniesz cudownie… - Przekręciłam głowę w jego stronę a on korzystając z okazji pocałował mnie w usta. – I chyba do jutra stąd nie wyjdę… - szepnął przegryzając moją dolną wargę którą wcześniej zdążyłam sama przegryźć a następnie wpił się w moje usta dołączając do tego swój język w pakiecie. Kiedy rozchyliłam wargi dając mu większy dostęp, między nami zaczęła toczyć się walka o dominację. Jego ręce zakleszczyły mnie w uścisku na brzuchu a ja wolną ręką jeździłam po jego włosach. Warknął zdenerwowany kiedy do naszych uszu dobiegł dźwięk jego telefonu. W tej chwili byłam naprawdę zdezorientowana. Kiedy wziął do ręki telefon jego linia szczęki wyraźnie się zacisnęła. Spojrzał na mnie wypowiadając nieme „Przepraszam” i przyłożył urządzenie do ucha.
- Co? – warknął nie kryjąc zdenerwowania. – Czekaj, powoli co się stało? … Jak to kurwa wam się nie udało? Przecież… Ja pierdole, mówiłem że sam dam sobie radę… To nie ma znaczenia! Zjebałeś sprawę! – unosił się cały czas. – Nie. Muszę mieć pewność że ten skurwiel zapłacił za to… Dobra zaraz będę. – rozłączył się szybko i schował telefon do kieszeni. Nabrał powietrza do płuc chcąc się uspokoić nieco. Był wściekły a złość kipiała z niego na kilometr…
- W porządku? – Zapytałam dotykając jego napiętego ciała. Był naprawdę nieźle wyprowadzony z równowagi… Powoli zaczęłam jeździć ręką po jego plecach czekając na jego odpowiedź. Kiedy nie otrzymałam odpowiedzi, stanęłam naprzeciwko posyłając mu lekki uśmiech. Ale nijak go nie zobaczył. Miał zamknięte oczy, na jego szyi były widoczne wyraźne żyły które zawsze widziałam gdy był zdenerwowany. Jego klatka piersiowa unosiła się gwałtownie i opadała. Pokręciłam gwałtownie głową gdy przypomniały mi się momenty kiedy był właśnie taki jak teraz i dotykał mnie… Moja ręka zatrzymała się gwałtownie a wtedy Andy otworzył oczy. Jego oczy były ciemne ale mogłam też dostrzec minimalne plamki jego czekoladowego koloru oczu…
- Muszę iść… - odezwał się w końcu nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego. Wziął do ręki moją dłoń która spoczywała na jego łopatce i przejechał koniuszkami palców po jej zewnętrznej stronie. Zadrżałam na jego nieprzewidywalny ruch, wspomnienia z poprzednich wybuchów Andiego nadal dudniły w mojej głowie. Zamknął znów na chwilę oczy i otworzył po kilku sekundach. Pogłaskał mój policzek i znów złączył nasze usta. Następnie pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę drzwi po drodze biorąc do ręki koszulkę i zakładając ją na siebie.
Kiedy Andy zniknął, wróciłam z powrotem na łóżko. Nabrałam głębokiego powietrza i wypuściłam je próbując przy okazji zrozumieć nagłą zmianę zachowania chłopaka. Z każdą następną sekundą stawałam się coraz bardziej zdezorientowana. Musiało go coś naprawdę zdenerwować, a to co usłyszałam, co wypowiadał do telefonu… Zaczynałam się bać z tego powodu.
Hałas dobiegający z dołu uświadomił mnie o powrocie Ojca z pracy. Od razu przypomniałam sobie rozmowę z nim. Musiałam wyjaśnić kilka spraw z Kate, ona nie powinna kablować Mojemu ojcu o czymś o czym nie miała zielonego pojęcia. Wzięłam z krzesła zieloną bluzę rozpinaną i zbiegłam na dół.
- A ty gdzie się wybierasz? Obiad zaraz będzie, po za tym… Mamy do pogadania. – Usłyszałam chłodny ton Taty. Kiedy założyłam vansy odwróciłam się do niego.
- Zjem na mieście, muszę coś załatwić – Odpowiedziałam w miarę normalnym głosem.
- Nie zjesz na mieście, zjesz z nami. Zdejmij buty i zapraszam do jadalni. Ciotka przyjechała a ty cały czas gdzieś znikasz, już! – Krzyknął podchodząc do drzwi uniemożliwiając mi wyjście. Westchnęłam sfrustrowana wywracając oczami.
- Gordonie, daj dziewczynie spokój… Spędziłyśmy wspólnie pół dnia. Obiad czeka na Ciebie, bo my już zjadłyśmy wcześniej. Idź rybko tylko wróć niedługo! – W przedpokoju pojawiła się znikąd Ciocia Lily. Widząc sprzeciw Taty pogoniła mnie szybko lekceważąc srogi wzrok swojego brata. Odciągnęła tatę od drzwi dając mi pełen dostęp do mosiężnych drzwi.
Kiedy znalazłam się na zewnątrz moją twarz otuliły delikatne promienie słońca, te były znacznie łagodniejsze od tych rano… Przemierzając powoli ulice miasteczka zastanawiałam się nad przebiegiem rozmowy z Kate którą miałam za kilka chwil przeprowadzić. Byłam wściekła na nią za to że nagadała mojemu Ojcu bzdury które z pewnością nie trzymają się kupy, byłam też zmieszana. Nie widziałam się z nią od momentu kiedy wpadłam na nią uciekając przed Andim. Okej, zgodzę się. Może i miała powód żeby na kablować na mnie, ale czy nie lepiej by było gdyby pierw mnie o zdanie zapytała?
Nim się obejrzałam stałam przed drzwiami Kate i tępo wpatrywałam się w judasza. Potrząsnęłam głową czując narastającą złość. Zaczerpnęłam kilka głębokich oddechów i przymknęłam oczy. Byłam naprawdę wściekła. Z wahaniem uniosłam rękę i przycisnęłam palec wskazujący do dzwonka obok. Chwilę później w drzwiach stanęła kobieta jak na moje oko, około czterdziestu lat o ciemno brązowych włosach. Mama Kate.
- Witaj kochanie, co Cię do nas sprowadza? – Zapytała przepuszczając mnie w drzwiach. Cały czas uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Przyszło mi na myśl czy kiedykolwiek była inna, czy kiedykolwiek siedziała zamknięta w sypialni i płakała z jakiegokolwiek powodu. Ta kobieta była bardzo znana w naszym sąsiedztwie, słynęła z uprzejmości dla tych nowych i starych sąsiadów.
- Jest Kate? Muszę z nią porozmawiać. – Odpowiedziałam odwzajemniając gest kobiety.
- Tak. Chodź, Katherine ma gościa ale myślę że to nie będzie problem… - mruknęła prowadząc mnie po schodach aż do jej pokoju. Zapukała trzy razy a gdy usłyszałyśmy głos dziewczyny, kobieta otworzyła je na razie nie pokazując mnie a we mnie krew od nowa zaczynała wrzeć.
- O co chodzi mamo? – Zapytała monotonnym głosem.
- Gabrielle przyszła do Ciebie. – Oznajmiła przepuszczając mnie w drzwiach. Kate wydawała się naprawdę zaskoczona moją obecnością, uniosła brwi do góry i zamrugała kilkakrotnie powiekami. Mama Kate wycofała się i zamknęła drzwi tuż za moimi plecami.
- Co ty tu robisz? – zapytała w końcu zerkając na mnie to na swoją koleżankę siedzącą obok. Skrzyżowałam ręce na piersiach przegryzając wnętrze policzka. – Mam gościa, nie mogłaś przyjść później? Mama na pewno Ci powiedziała o tym.
- Nie obchodzi mnie to. – warknęłam siadając na krześle obrotowym znajdującym się niedaleko dziewczyn. – Jakim prawem przychodzisz do mojego domu wtedy kiedy mnie nie ma i kablujesz mojemu ojcu o czymś o czym nawet nie masz bladego pojęcia? – Zapytałam prosto z mostu posyłając jej nie to spojrzenie jakie oczekiwała. Kate spojrzała na chwilę na swoją towarzyszkę a po chwili wróciła wzrokiem do mnie.
- Halle czy…
- Jasne, odezwij się jak będziesz wolna. – Szatynka podniosła się z miejsca i zaczęła kierować się w moja stronę, do drzwi.
- Nie, zostań. To nie potrwa długo. – Odparłam zatrzymując ją przy drzwiach. Dziewczyna zmarszczyła czoło odwracając się tak, by widzieć zarówno mnie jak i Kate.
- Może i dobrze? Zostań. – skierowała się w stronę szatynki, a następnie w moją -Powiedziałam mu prawdę, bo się o Ciebie martwię. Jesteś moją przyjaciółką, Gaby. A… - Przerwała słysząc moje parsknięcie.
- Przyjaciółką? Ty siebie nazywasz moją przyjaciółką? Jakbyś była moją przyjaciółką nie kablowałabyś na mnie. Tym bardziej nie wymyślałabyś bzdur na poczekaniu tylko dlatego by Ojciec miał mnie na smyczce.
- Zrobiłam to bo chcę mieć przyjaciółkę w całości, nie w kawałkach i siną na rękach. A ten chłopak właśnie taki jest, nie wiem dlaczego teraz go bronisz. Bałaś się go.
- Kim ty jesteś w końcu? Nie decyduj za mnie z kim się będę umawiać i w jakim towarzystwie będę się obracać. Nie wiesz nic. I nie masz najmniejszego prawa wtrącać się w moje życie. Gówno mnie obchodzą twoje powody, zrobiłaś coś brew mnie, nawet nie pytając mnie o sytuację. Przyjaciółka o jakiej mówisz tak nie robi.
- Nic sobie nie przemyślałaś od czasu naszej ostatniej rozmowy, prawda? Nic się nie zmieniłaś. Jesteś egoistką Gaby. A on? Może w tym momencie właśnie bzyka jakąś napotkaną na ulicy dziwkę. – zaśmiała się podchodząc bliżej mnie. – Nie jest tym za kogo go uważasz. Halle, powiedz jej.
- Jesteś śmieszna, Kate.
- Byłam z nim – usłyszałam cichy szept nieznanej szatynki. – Wywali Cię jak jakąś zepsutą zabawkę kiedy mu się znudzisz. Tak zrobił ze mną i innymi dziewczynami… - Uniosła wzrok.
- Nie obchodzi mnie to że z nim byłaś. Teraz to nie jest istotne. – Przewróciłam oczami. – Nie obchodzi mnie to co masz na swoją obronę. Nie jesteś moją przyjaciółką, Mogłaś najpierw mnie o to zapytać. Później kablować. Skończyłam. – Cofnęłam się i otworzyłam drzwi. Kiedy znalazłam się z powrotem na korytarzu, trzasnęłam drzwiami i wybiegłam z jej domu nie uprzedzając o tym jej Matki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz