czwartek, 2 maja 2019

17. …After every rain a sun is coming out…

Kiedy jasne promienie słońca zaczęły rozbudzać moje powieki, przekręciłam się na bok tak, by promienie nie drażniły mojej twarzy. Nawet to nie pomogło w dobrowolnym zapadnięciu w ponowny, miły sen… Wręcz przeciwnie, przyśpieszyło moją pobudkę. Po stronie, w którą się przekręciłam, na coś wpadłam, a raczej na kogoś bo usłyszałam cichy śmiech. Na czole czułam czyjś oddech, moje ciało ogarnął strach na samo wspomnienie o otwartym balkonie… Otworzyłam z wahaniem oczy a wtedy miałam ochotę sobie naprawdę mocno przyłożyć ręką w czoło… Kilka centymetrów ode mnie leżał uśmiechnięty od ucha do ucha Andy. Uśmiech wtargnął od razu na moją twarz. 
- Jesteś… - mruknęłam zachrypniętym głosem. Dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę że w połowie leżę na brunecie. Podniosłam się nieprzytomna do pozycji siedzącej. 
- Mówiłem, nigdzie się nie wybieram. – Odparł uśmiechając się. Również się podniósł i ręką odsłonił kosmyk moich włosów. – Jak się czujesz? – Zapytał z troską w głosie. Na początku patrzyłam na niego zdezorientowana, nadal nie przytomna próbowałam przypomnieć sobie, bądź dobrnąć do tego o co mu chodzi. I dopiero w momencie kiedy splótł nasze dłonie razem, wspomnienia z wczorajszego późnego wieczora uderzyły o moją głowę z naprawdę dużą prędkością.
- W porządku – Odparłam cicho odwracając twarz w stronę okna. Przymknęłam oczy i oddychałam głęboko a w środku rzucałam się we wszystkie strony i krzyczałam. Dlaczego cały czas udaję że jest wszystko okej?
- Okej, to była odpowiedzieć nie tej dziewczyny którą chciałem ujrzeć od samego rana… A jaka jest odpowiedź tej drugiej? – Zapytał opuszkami palców dotykając mojej brody i kierując ją z powrotem w jego stronę. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, czułam wręcz jak rozdziera moje serce w oczekiwaniu na tą prawdziwą odpowiedź… Przegryzłam wnętrze policzka tłumiąc chęć powiedzenia tego, jak jest naprawdę. Poczułam jak oczy zaczynają mnie powoli piec gdy tylko chłopak ścisnął mocniej moją dłoń. Wypuściłam spod zębów obolałą skórkę policzka i jeszcze bardziej zatopiłam się w jego tęczówkach które w tej chwili uśmiechały się same w moją stronę i zachęcały do tego bym powiedziała prawdę. Jego palce które zmysłowo suwały się po mojej szczęce dawały ukojenie.
- Nie wiem. – Odezwałam się w końcu wzruszając ramionami. Mój wzrok powędrował na moje nogi. Czułam się cholernie dziwnie, od tak dawna nie mówiłam nikomu o moich prawdziwych odczuciach, zawsze chowałam się pod osłoną i mówiłam wszystko, byleby wszyscy wokół dali mi spokój. Z Andim było inaczej, nie wiem w jaki sposób, ale miał ten swój tajemniczy węch który od razu mnie rozgryzał i nie pozwalał mówić tego co miałam w zwyczaju mówić. On chciał znać prawdę, chciał żebym była przy nim sobą, całkowicie rozluźniona, bez żadnych ścian i schronów…- Nic nie czuje. – Powiedziałam odważając się na spojrzenie w miodowe tęczówki chłopaka. – W ogóle, to przepraszam że Cię zgniotłam, obudziłam Cię… - rozejrzałam się wokół napotykając rozbawione spojrzenie Andiego.
- Właśnie! – Po paru chwilach ciszy chłopak, jakby oprzytomniał i rękami wyciągnął do czegoś za swoimi plecami, czego nie potrafiłam dostrzec. – Nie obudziłaś mnie, wstałem wcześniej i zrobiłem Ci śniadanie… - Tak jak mówił, w ręce trzymał talerz mniej więcej tylu kanapek co ja zrobiłam wczoraj jemu. Otworzyłam szerzej oczy, z początku nie wiedząc jak zareagować a po chwili roześmiałam się. 
- Mam nadzieję że mi pomożesz… Nie zjem wszystkich… - Odparłam nieśmiało biorąc do ręki talerz pyszności. – Zaraz, od tak wyszedłeś z pokoju i zrobiłeś mi… Nam kanapki? – poprawiłam się szybko unosząc brew do góry. 
- No… Tak. Twoja Ciotka jest naprawdę bardzo miła, nie wiem dlaczego Dianna jej nie lubi… - Mruknął przyglądając mi się jak nabieram kęs do buzi. Postanowił kontynuować kiedy zauważył moje zmarszczone czoło – Twój tata wcześnie wyszedł do pracy, a po ostatnim naszym spotkaniu na pewno nie byłby zadowolony widząc mnie w swoim domu… I to bez koszulki…
- Bez koszulki? Chcesz mi powiedzieć, że tak – wskazałam na jego naga klatkę piersiową. – wyszedłeś z pokoju i rozmawiałeś z Ciocią Lily? –zapytałam patrząc na bruneta z niedowierzaniem w oczach. Kiedy przytaknął Odłożyłam końcówkę kanapki i przywaliłam sobie w czoło otwartą ręką. – Teraz mi nie da spokoju… Opowie tacie, nie wyjedzie stąd tak szybko i będzie mnie nękać co robiliśmy… - westchnęłam z nutką żalu. 
- Oj daj spokój… Zresztą… Jedz! – Pogonił mnie biorąc do rąk talerz i nadstawił mi go pod sam nos. Przewróciłam teatralnie oczami biorąc talerz do swoich rąk. Chłopak przybliżył się do mnie i zaczął składać pocałunki kolejno zaczynając od mojego ramienia które o dziwo było znów odkryte. – Niech sobie myśli co chce… - Kiedy się odezwał po dłuższej chwili, kompletnie mnie zaskoczył. Zakrztusiłam się kanapką a Andy zaczął się śmiać. 
- Jesteś okrutny! – Oznajmiłam odstawiając talerz na bok a następnie podniosłam się i chciałam odejść ale ręce chłopaka uniemożliwiły mi jakiegokolwiek ruchu. Miałam zamiar mu się w jakikolwiek sposób sprzeciwić ale zapomniałam zaraz o tym, kiedy jego wargi połączyły się z moimi. 
- A ty wredna. – Odpowiedział w końcu gdy odsunął się ode mnie. Jego ręce wciąż trzymały mnie za biodra. Z jego twarzy, uśmiech ani na sekundę nie schodził. – Dziękuję że pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć… - Jego ręce zacisnęły się. Patrzył prosto w moje oczy, jakby chciał coś w zamian, jakby chciał abym  coś powiedziała.
- Ja… - Moje usta ułożyły się w cienką, prostą linię, a moje serce znów zaczęło walić jak szalone, nagle zrobiło mi się naprawdę gorąco a to co później do mnie dotarło… Sparaliżowało wszystkie moje komórki. Złapałam za jego ręce i zaczęłam się wiercić dając mu do zrozumienia że chcę by mnie puścił. Nie zrobił jednak tego. – Puść… - Poprosiłam. Czułam że niedługo zacznę się trząść. Chciałam być sama, zapragnęłam znów być z dala od wszystkich. To wszystko stało się dla mnie bez sensu. Nie rozumiałam tej całej chorej sytuacji. Nie byłam gotowa na wpuszczenie do siebie kogoś… Zaczęłam panikować, w moim ciele zaczęła zbierać się adrenalina, miałam ochotę uciec. Ale był problem… Nie byłam na tyle silna by to zrobić, Andy nie pozwalał mi na to. 
- Co się dzieje, Gaby? – zapytał łagodnie wstając z miejsca. Cały czas patrzył na mnie, a ja z każdą następną sekundą miałam coraz większą ochotę na ucieczkę. Kiedy nadarzyła się okazja, wyswobodziłam się z jego uścisku i cofnęłam gwałtownie.  On, za to ruszył w moim kierunku, a mój strach stawał się coraz większy gdy chłopak pokonywał odległość nas dzielącą.
- Ja… - Jąkałam się nie zatrzymując swoich nóg. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza kiedy moje plecy dotarły do ściany. 
- Powiedz to. – Jego prośba wydawała się zwyczajna, w jego głosie nie słyszałam złości, wręcz przeciwnie. Czułam ciepło. Jego ręka delikatnie dotknęła mojej którą od razu cofnęłam. – Boisz się? – Zapytał z wahaniem po raz kolejny sięgając po moją rękę. Kiedy kiwnęłam głową, brunet wycofał się i usiadł spokojnie na łóżku. 
- Ja… Nie potrafię… - Mój głos naprawdę drżał, zakryłam twarz dłońmi chcąc się w nich ukryć. Chwilę później poczułam jak chłopak delikatnie i z nadal widocznym wahaniem przytula mnie do siebie. 
- Spokojnie. – Jego głos dawał mojemu ciału ukojenia, cała się trzęsłam, a słona ciecz zaczęła spływać po policzkach. Jego ręka delikatnie gładziła moje włosy. – Nie płacz, proszę… Nie chcę żebyś płakała… - Jego ręce splotły się na moich plecach i ścisnął je lekko. – To nic złego… Przecież ufasz mi… - Chłopak odzywał się do mnie cały czas, miałam wrażenie że nie przestanie dopóki ja się nie uspokoję, Jego serce które znajdowało się niedaleko mojej głowy, wydawało się bić tak samo szybko jak moje. Moja głowa opadła na jego klatkę, tak bym mogła dokładnie wsłuchać się w bicie serca. Wszystko zaczęło zwalniać. Słowa przestały mieć jakikolwiek wpływ na wszystko wokół. Byłam tylko ja, i bijące serce Andiego. Ścisnęłam palce na jego klatce piersiowej a jego usta powędrowały do czubka moich włosów. 
Po paru chwilach, moje ciało znów ogarnął strach, czując kolejne łzy lecące mi po policzkach przekręciłam głową tak, aby czoło stykało się z klatką piersiową Andiego. Moje dłonie mocniej ścisnęły jego tors chłopaka przez co z pewnością zostaną na nim ślady... Andy od nowa zaczął mnie uspokajać, nie miałam głowy do słuchania tego wszystkiego. Byłam zmęczona. Zmęczona tym ciągłym udawaniem, całym swoim życiem które w gruncie rzeczy, naprawdę było bez sensu. Wszystko co było wokół to tylko nieustające ucieczki i kryjówki. 
- Twinkle, twinkle, little star, how I wonder what you are. Up above the world so high, like a diamond in the sky. – cichy głos bruneta tuż przy moim uchu sprawił iż po moim ciele przebiegło stado nieznanych mi dreszczy. - When the blazing sun is gone, when there's nothing he shines upon… - Wariowałam. Z jednej strony, moje ciało było ogarnięte strachem, tak samo z duszą. A z drugiej, byłam wszystkiego pozbawiona. Nie czułam nic, tylko zmieniającą się obojętność w złość, niepewność i… No właśnie… Co? - Then you show your little light, and twinkle, twinkle, through the night… - Jego ręce zaczęły jeździć po moich plecach zataczając ścieżkami nieznane dla mnie wzory. Powoli zaczęłam się rozluźniać, moje palce przestały ściskać klatkę piersiową chłopaka a mój oddech zaczynał się wyrównywać. Serce jednak nadal się buntowało. Nadal biło jak szalone, Andiego też…

Odkąd wszystko się uspokoiło a ja potrafiłam znów normalnie się zachowywać, razem z Andim usiedliśmy z powrotem na łóżku. Od dobrych kilkunastu minut żadne z nas się nie odezwało. Siedzieliśmy obok siebie, chłopak nadal mnie przytulał, byliśmy dogłębnie zanurzeni w otchłani przemyśleń. No… Ja na pewno… Przez cały czas zastanawiałam się nad tym wszystkim, począwszy od dnia kiedy Andy pojawił się tu, w moim świecie aż do dzisiejszego dnia. Zastanawiałam się nad sobą, w jednej chwili ogarniała mnie złość że pozwoliłam sobie na przełamanie się przy kimś, a w drugiej było mi cholernie głupio. Było mi tak strasznie głupio, że nawet nie stać było mnie na spojrzenie na niego. Moje napady często były nieuzasadnione, pojawiały się nieoczekiwanie i nijak nie można było mnie uspokoić, zwłaszcza w tak krótkim czasie. Z zamyśleń wyrwało mnie delikatne pukanie do drzwi, nawet nie zdążyłam odpowiedzieć a w drzwiach pojawiła się zmartwiona Ciocia Lily. Spojrzała na mnie zaalarmowana, z pewnością mój płacz było słychać na dole… Zmarszczyła czoło a jej oczy wydawały się nieco zaskoczone, jej wzrok ze mnie, powędrował na Andiego. Pokręciła z niedowierzaniem głową rozchylając drzwi na oścież, nadal trzymała rękę na klamce. 
- Uspokoiłeś ją… - Stwierdziła oszołomiona. Jej głos był tak samo zdziwiony jak jej wzrok. – W tak krótkim… Nikomu nie… Boże… Jak…? – Zaczęła się jąkać chwytając się za głowę. Chłopak złożył pocałunek na moim czubku głowy a kiedy odwrócił się w stronę Cioci, ja zatopiłam się w jego klatce piersiowej zamykając powieki. Miałam wrażenie że Andy chciał coś powiedzieć, jednak nie usłyszałam jego żadnego słowa. – Zazwyczaj musiałam poświęcić na to co najmniej pół dnia… To już był najkrótszy czas… A ty… Gaby… - Usłyszałam ciche kroki. Zacisnęłam powieki i ponownie zacisnęłam dłonie  wraz z dotykiem Cioci. Ukucnęłam przed nami. Otworzyłam powoli oczy nie wiedząc co zrobić, byłam zagubiona… - W porządku…? – Zapytała z wahaniem, jej wyraz twarzy w ogóle nie przypominał tego co mogłam usłyszeć w jej głosie, patrzyła na mnie uśmiechając się przy tym najszczerzej w świecie. Andy złożył kolejny pocałunek na moim czubku głowy kiedy zadrżałam pod wpływem dotknięcia przez Ciocię Lily mojej ręki. Rozluźniłam dłonie a następnie puściłam chłopaka odsuwając się od niego. Spojrzałam niepewnie na niego, a wtedy ujrzałam jego cudowny uśmiech… Czułam się naprawdę jak małe dziecko które właśnie wyszło ze szpitala psychiatrycznego. Czułam się głupia, ośmieszona i zawstydzona. Moje serce zaczęło mnie kłuć na co skrzywiłam się nieco. Ponownie spojrzałam na Ciocię a następnie mocno się do niej przytuliłam. 
- Boję się. – Wyszeptałam czując jak przerażenie znów się do mnie zbliża wielkimi krokami. Zwinnym ruchem Ciocia usiadła na łóżku nadal trzymając mnie w objęciach. 
- Kochanie, tyle razu już o tym rozmawiałyśmy… - Poczułam jak ciepłe ciało Cioci Lily zaczyna powoli nas kołysać – Mam nadzieję że się nigdzie nie wybierasz? Skoro już spędziłeś tutaj noc… I zrobiłeś śniadanie mojej bratanicy… Możesz teraz na chwilę zejść na dół i zrobić trzy kubki herbaty z syropem… - Ciocia odezwała się po chwili odwracając głowę w stronę bruneta. Chłopak wstał z miejsca i zaczął kierować się w stronę drzwi, kiedy ja gwałtownie podniosłam się z miejsca. – I wróć tu zaraz… - Dodała szybko pocierając rękami moje plecy. Kiedy spojrzałam na jego twarz, on cały czas na mnie patrzył i uśmiechał się ciepło. Uniósł palec wskazujący dając mi do zrozumienia że na pewno wróci, za chwilę… Kiedy zniknął za drzwiami, znów przytuliłam się do kobiety. – Jesteś tu bezpieczna, słonko…
- Nie o to chodzi, Ciociu… - odezwałam się drżącym głosem. Zacisnęłam powieki przypomniawszy sobie słowa chłopaka które tak bardzo mną wstrząsnęły.
- To o co kochanie? – Zapytała łagodnym głosem – Chodzi o Tatę? – Zaczęła zgadywać – Mamę? – Kiedy pokręciłam głową na chwilę zamyśliła się. – O Kate? – Zapytała po chwili. Znów pokręciłam głową. – O mnie? – zapytała z lekkim śmiechem w głosie, a ja ponownie pokręciłam głową uśmiechając się lekko. Jej śmiech naprawdę potrafił zarażać. – Hm… A może o tego czarującego młodzieńca… Któremu udało się Ciebie uspokoić w tak nieprawdopodobnie krótkim czasie, który właśnie teraz robi nam herbatkę która na pewno będzie najlepsza… - Zaczęła wymieniać a ja jeszcze głębiej schowałam się w jej kamizelce w którą była dziś ubrana. – A więc tutaj mamy sprawcę… - Zaśmiała się lekko próbując mnie odsunąć by spojrzeć na moją twarz. – Czy mi się zdaje czy ty się zarumieniłaś? A może to przez łzy, co? – Zaczęła mną kręcić zasypując mnie pytaniami z podejrzliwym tonem. Po chwili ścisnęła mnie bardziej wzdychając lekko. – Boisz się że on tak samo postąpi jak Mama? – strzeliła w dziesiątkę. - Nie bój się tego. W życiu spotka Cię wiele przykrych momentów, kochanie. Ale zawsze, zawsze Ci najbliżsi, Ci na których Ci zależy i vice versa zawsze przy Tobie będą. Swoją drogą… Wiesz ile ja musiałam czekać aby mój mąż zrobił mi śniadanie? I to do łóżka? Och, to było takie długie że aż nie pamiętam… - Przejechała koniuszkami palców po moim mokrym policzku. – Z pewnością to przez łzy… - mruknęła uśmiechając się uroczo. – Zresztą… Twoje serduszko chyba już podjęło decyzję… O! patrz, nadchodzą nasze zbawienia… - Zaśmiała się kiedy w progu drzwi stanął Andy. Odsunęłam się od niej wycierając nachalnie wierzchem dłoni policzki. A Ciocia Lily roześmiała się tak, że aż mi trochę się odznaczył jej humor.
Odebrałam swoją herbatę i upiłam łyk. Przed kilkuminutowe stwierdzenie iż mi głupio, było kompletnie nie w porę. W tej chwili czułam się jeszcze bardziej głupio czując na sobie spojrzenia Andiego i Cioci Lily. Kobieta wstała uśmiechając się do mnie ciepło a następnie ruszyła w stronę drzwi. – Nie martw się, nie tylko Ciebie. – zaśmiała się klepiąc po drodze Andiego po ramieniu który spojrzał na nią zdezorientowany. Wyglądał naprawdę zabawnie, jakby właśnie został brutalnie wyrwany z transu. – Chyba wiem kogo polecić Gordonowi następnym razem… Bądź przygotowany – Uprzedziła puszczając w zabawny sposób oczko Brownowi a następnie zamknęła drzwi pozostawiając po swojej obecności tutaj jedynie echo jej kroków przemierzających korytarz i burzę słów jakie wypowiedziało jej gardło. 
Andy usiadł z powrotem na skrawku łóżka splątując swoje ręce na kolanach a następnie zaczesał nimi swoje włosy. Zatopiłam się w kubku herbaty nasycając się aromatem. Ciocia Lily naprawdę miała rację… Była przepyszna i zdecydowanie najlepsza jaką kiedykolwiek piłam, zwłaszcza taką… 
- Przepraszam… - Odezwałam się cicho nie mając odwagi nawet na spojrzenie na bruneta.

- Za co? – zapytał zdezorientowany uwalniając swoją głowę od rąk. Byłam pewna że patrzył na mnie. A ja czułam się coraz bardziej niezręcznie, to wszystko… To co widział…  Byłam… Jestem szalona, zwariowałam, znowu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz