Kiedy obudziłam się, wokół otulał mnie chłodny wiatr wraz z nieznanym zapachem. Był delikatny, wydawał się nieco dziewczęcy, jednak nadal obcy. Mieszał się on z męskimi perfumami Andiego. Otarłam rękoma oczy i uchyliłam powieki. Znajdowałam się w pokoju do którego w nocy zaprowadziła mnie mama. Leżałam w łóżku a na wprost wisiał portret siostry Andiego. Czułam się nie komfortowo. Miałam wrażenie jakby była tutaj i obserwowała mnie cały czas.
Wystraszyłam się nagle kiedy usłyszałam ciche pochrapywanie. Obok mnie, na kołdrze leżał On. Z rękoma splątanymi na piersiach. Miał na sobie spodnie dresowe, klatka piersiowa była zupełnie naga a włosy miał lekko poburzone. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała miarowo a jego oczy były zamknięte. Spał. Obok.
Przez chwilę przyglądałam mu się, zaintrygowana tym jak cicho zachowywał się gdy wszedł tutaj. Musiałam być naprawdę zmęczona że nawet nie poczułam jak się kładzie, mimo że nie leżał zbyt blisko. Była wyraźna odległość między nami. Wyglądał tak bezbronnie… Zeszłam powoli z łóżka i weszłam po cichu do łazienki gdzie ubrałam się i uczesałam. Nie chciałam go budzić. Kiedy wyszłam z łazienki, On nadal spał, w tej samej pozycji w jakiej zastałam go budząc się.
Spojrzawszy w stronę okna, podeszłam bliżej i wyjrzałam za zasłonę, chłodny wiatr szalał w pokoju a szare niebo nie wróżyło nic dobrego – nadchodziła burza. Odwróciłam się w stronę łóżka na którym spał Andy. Podeszłam niepewnie do łóżka i wzięłam z końca materaca brązowy koc. Okryłam nim chłopaka uśmiechając się pod nosem. Poprawiłam jeszcze swoją część, i opuściłam pokój zamykając drzwi bezszelestnie.
- O! Już wstałaś, dobrze się składa, właśnie zaczęłam przygotowywać duże śniadanie… - Podskoczyłam wystraszona kiedy za moimi plecami pojawiła się mama. Odwróciłam się do niej trzymając rękę na piersi. – Och, wystraszyłam Cię? Nie chciałam… - zaśmiała się wesoło. Wyglądała na naprawdę szczęśliwą, a w mojej głowie zaczęły się powtarzać słowa Andiego. Twoja matka jest wierna twojemu ojcu. Uśmiechnęłam się słabo odgarniając kosmyk włosów za ucho.
- Pomóc ci? – zapytałam nieśmiało.
- Skądże znowu – odparła uśmiechając się. – Idź lepiej obudzić tego śpiocha, pukałam ale nie otwierał… - udała że się nad czymś zastanawia. Moje policzki zaczęły delikatnie mnie podpiekać co zwróciło uwagę mamy. – Och, jest tam? Prawie każdego dnia zakrada się i… Dobra! Najwyżej przyniesiemy mu śniadanie do łóżka… - zaśmiała się gestem ręki kierując mnie w stronę jadalni gdzie już wszystko było naszykowane a przy stole już siedział Pan Brown, z gazetą w ręku.
- Dzień dobry Gaby! Jak ci się spało? – Zapytał odkładając gazetę na bok. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało zasiadając naprzeciwko.
- Dzień dobry, dobrze. – Odpowiedziałam ciszej, śledząc wzrokiem mamę.
- Miałaś koszmary? – zapytała śmiejąc się przy tym. Pokręciłam głową również uśmiechając się szeroko. Kiedy Mama położyłam na stole dzban z herbatą zajęliśmy się kosztowaniem podanych pyszności.
Zgodnie z tym co powiedziała mama, po zjedzonym śniadaniu zabrałam do pokoju w którym spałam na tacce napełniony po brzegi talerz kanapkami i szklankę zielonej herbaty. Mama i Pan Brown twierdzili że z pewnością wrócę po jeszcze więcej więc na wszelki wypadek jeszcze zostali przy śniadaniu. Otworzyłam drzwi i ujrzałam powoli budzącego się ze snu bruneta. Kiedy zobaczył mnie w drzwiach, uśmiechnął się szeroko a ja odwzajemniłam gest.
- Dzień dobry – przywitałam się wesoło. – Mogłeś przykryć się chociaż kołdrą, nie miałabym nic przeciwko. – Dodałam kładąc tackę na stoliku znajdującym się obok łóżka. Chłopak podniósł się powoli wycierając dłońmi zaspane oczy. Następnie zabrał się za kosztowanie pyszności jakie przygotowałam razem z Mamą.
- Zdaje się że przesąd Dianny całkowicie się sprawdził… - Odezwał się po zjedzeniu pierwszej kanapki. Zmarszczyłam czoło nie wiedząc co ma na myśli. – No wiesz… Przez żołądek do serca… - Dopowiedział z nutką nieśmiałości, a na moje policzki na pewno w tej chwili wkradły się dwa czerwone pomidory.
- Nie gadaj tylko jedz. Smacznego – pogoniłam go kierując się w stronę okien. Rozchyliłam zasłony a pokój w którym znajdowaliśmy się z Andim stał się jaśniejszy, mimo zszarzałego nieba na zewnątrz.
- Nie powiedziałem Ci wczoraj dobranoc… - Usłyszałam przy uchu szept bruneta, jego ręce oplotły mnie w talii a brodę oparł o moje ramię. Uśmiechnęłam się lekko kładąc dłonie na jego rękach. W tym momencie po pokoju rozległo się ciche pukanie. Odsunęliśmy się z Andim od siebie i zaczekaliśmy aż Mama wejdzie. Owszem weszła, ale nie sama.
- Ktoś pomyślał że po ciebie wpadnie. – Oznajmiła robiąc miejsce dla Cioci Lily. Uśmiechnęłam się szeroko podchodząc bliżej nich. Przywitałam się z Ciocią a następnie odwróciłam się w stronę bruneta który w tym momencie wyglądał na nieco przygnębionego, wpatrującego się w moją posiniaczoną rękę. – To się zbierz, a my poczekamy na dole.
Kiedy zamknęły się ponownie drzwi, ja nadal stałam nieruchomo patrząc na chłopaka. Postanowiłam do niego podejść. Niepewnie i z lekkim wahaniem zbliżyłam się bliżej a wtedy Andy spojrzał mi w oczy. Uśmiechnęłam się lekko chowając siną rękę za siebie. Dotknęłam opuszkami palców jego policzka który wydawał się niewiarygodnie miękki.
- Nie powiedziałam Ci dowidzenia. – Odezwałam się ściszonym głosem. Jego oczy nadal badały moje przenikliwie. Poruszył lekko głową chcąc się wtopić w moją małą dłoń, obserwowałam w ciszy jak powoli powraca do normalności.
- Nie powiedziałem Ci do zobaczenia. – Odparł z wahaniem całując wewnętrzną część mojej dłoni.
- Więc powiedz. – Odpowiedziałam uśmiechając się. Kontakt wzrokowy nadal trwał a ja miałam wrażenie jak czas ucieka. Jakbym stała właśnie tu już kilka godzin, bez ruchu. Chłopak przybliżył się do mnie, na początku stykaliśmy się nosami a kiedy przymknęłam lekko powieki pocałował mnie. Trzymał mnie za policzki pogłębiając pocałunek. Z początku czułam jak bardzo był napięty, z czasem jednak zaczął się rozluźniać a ja poczułam wielką ulgę mieszającą się z czymś nie znanym dla mnie gdy uświadomiłam sobie że to ja go rozluźniam. Jego pocałunek był nasycony troską, uczuciem, delikatnością i namiętnością. Miałam wrażenie jakby przez ten pocałunek Andy przelewał wszystko co czuł właśnie w tej chwili właśnie na mnie. Znowu poczułam się bezpieczna przy nim. Jakby wczorajsze wydarzenia nigdy się nie wydarzyły.
- Do zobaczenia. – odezwał się ledwo łapiąc oddech. Uśmiechnęłam się lekko próbując uspokoić szalejące serce. Wyminęłam go i chciałam wyjść kiedy Andy niespodziewanie zatrzymał mnie zaraz przy wyjściu. – Poczekaj, dam Ci coś… - podszedł do komody z której wyciągnął dziewczęcy sweterek. Wyciągnął go do mnie. Westchnął kiedy zmarszczyłam czoło. – To mojej siostry… Chyba nie będzie mały… - Odparł drżącym głosem przyglądając mi się. Zamarłam, chociaż tak naprawdę nie wiedziałam co było tego przyczyną, odruchowo spojrzałam na zdjęcie wiszące nad komodą. – Proszę… Weź go… - Podszedł bliżej wręczając mi biały materiał. Rozwinął go po chwili dając mi do zrozumienia bym go teraz włożyła. Tak też zrobiłam, z niepewnością ale zrobiłam. – Uważaj na siebie. – Podszedł jeszcze bliżej całując mnie w czoło. Pokiwałam głową i otworzyłam drzwi. Na chwilę zatrzymałam się i odwróciłam.
- Zjedz te kanapki. Nie po to spędziłam przy nich dziesięć minut żebyś ty ich nie zjadł. – Poprosiłam widząc jak chłopak siada na łóżku i opierając o nogi łokcie zaczesuje włosy. Uśmiechnęłam się słabo napotykając jego nieco nieobecny wzrok.
Zamknęłam drzwi i podeszłam bliżej Cioci zaciągając biały materiał na ręce. Mama wydawała się nieco oszołomiona tym co mam na sobie, ale nie dawała po sobie tego poznać. Uściskała mnie przyjaźnie, Pan Brown podał mi rękę uprzednio powtarzając „miło było Cię poznać” a następnie razem z ciocią wyszłam na zewnątrz.
Powietrze rzeczywiście było nieco chłodniejsze niż wczoraj a niebo było jeszcze bardziej szare. Dochodząc do samochodu Cioci zauważyłam jak mi się przygląda. Zmarszczyłam czoło otwierając drzwi. Kiedy oby dwie znalazłyśmy się w środku wzrok Cioci naprawdę mi nie pomagał. Był bardziej dociekliwy a mi się zdawało że nie ruszy stąd dopóki jej nie powiem czegokolwiek.
- No co? – zapytałam zrezygnowana. Atmosfera była naprawdę przytłaczająca. Ciocia Lily podniosła brew do góry uśmiechając się tajemniczo.
- Co wy tam robiliście? – zapytała tajemniczo pyrgając mnie z boku.
- Nic. Odsłaniałam zasłony a Andy jadł śniadanie… - przegryzłam wargę.
- Porozmawiamy w domu. – Oznajmiła nadal tajemniczym głosem przekręcając kluczyk w stacyjce. Wyjechałyśmy z posesji Pana Browna i wróciłyśmy do domu.
Zaraz przy wejściu przywitał nas tata. Zdziwiłam się, bo o tej porze w zasadzie powinien być w pracy, a nie w domu. Zaraz po przekroczeniu progu domu, pobiegłam na górę. Kiedy zamknęłam drzwi oparłam się o nie, rozejrzałam się wokół chcąc dostrzec jakiekolwiek różnice. Wszystko wyglądało tak samo. Łóżko było starannie zaścielone, a drzwi balkonowe szeroko otwarte. W powietrzu unosił się zapach deszczu który tak bardzo uwielbiałam. Podeszłam wolnym krokiem do szafy z której wyjęłam szare spodnie i luźną, białą koszulkę i poszłam do łazienki się przebrać.
Przewieszając przez głowę bluzkę, spojrzałam w swoje odbicie w lustrze które znajdowało się naprzeciwko mnie. Stałam i patrzyłam, na włosy, czoło, oczy, nos, usta, brodę, skórę… Patrzyłam wszędzie i nie potrafiłam niczego z siebie wydusić. Już nie zastanawiałam się dlaczego świat jest tak okrutny. Już nie. Wszystko czego chciałam, wróciło. Ona wróciła, wprowadzając do mojego życia jeszcze jedną, dość nachalną ale intrygującą osobę.
Uczesałam włosy i spojrzałam jeszcze raz w swoje odbicie. Widziałam przed sobą osobę która zaczynała zmieniać swój pogląd co do ludzi. Osobę która powoli zaczynała być szczęśliwa, osobę która w tej chwili mogłaby przyznać się że powrót do człowieczeństwa naprawdę jest jej przydatny, osobę która zaczęła dopiero dostrzegać to jak bardzo zmienia się jej życie, jak bardzo potrafi uszczęśliwić wszystkich wokół samym „dzień dobry”.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Taty wołającego mnie na obiad. Zaraz… Ile czasu tu spędziłam? Kiedy przyjechałam? Przecież… Dopiero jadłam śniadanie… I wtedy mój brzuch uświadomił mnie o czasie który minął tak szybko. Wychodząc z domu Andiego byłam naprawdę najedzona, a teraz? Mój brzuch wołał o pokarm. Odłożyłam szczotkę na miejsce i jeszcze raz spojrzałam w swoje odbicie uśmiechając się lekko. Wraz z Mamą, wraca wszystko co utraciłam wraz z jej wyjazdem.
Zeszłam na dół i pognałam do jadalni gdzie właśnie Ciocia kładła na stół sałatkę. Napełnione talerze stały już na swoich miejscach a sztućce były idealnie ułożone pomiędzy. Po środku stołu znajdowały się puste szklanki, miska z sałatą i karton soku jabłkowego. Usiadłam na jednym z krzeseł razem z resztą domowników i zaraz po powiedzeniu krótkiego „smacznego” zajęliśmy się obiadem.
- I jak? Smakuje? – zapytał Tata przyglądając się jak razem z Ciocią Lily nabieramy kolejny kęs mięsa. Spojrzałyśmy na siebie wymownie i uśmiechnęłyśmy się do siebie, po czym skierowałyśmy wzrok na zdezorientowaną twarz Ojca.
- Nie jest jakieś wyjątkowe… - Jako pierwsza odezwała się Ciocia Lily.
- I nie jest jakoś tak bardzo nie zjadliwe… - Ciągnęłam
- I mogłoby być nieco lepsze… - Ciocia Lily przekręciła głowę w bok.
- Ej! – Tata wyraźnie się oburzył a my z Ciocia ponownie spojrzałyśmy na siebie zadowolone i usatysfakcjonowane. Uśmiechnęłyśmy się szeroko i jakby tego było mało, wybuchłyśmy śmiechem.
- Jest znakomite, tato. – Stwierdziłam wstając od stołu. Podchodząc do taty, przytuliłam go i ponownie zapewniłam o swoim zdaniu na temat obiadu. Powróciłam na swoje miejsce i kontynuowałam pochłanianie przepysznego obiadu.
- Jak było u mamy? – Ciocia Lily zapytała mnie, zmuszając mnie jednocześnie do spojrzenia na nią i właśnie w tej chwili zauważyłam jak obydwoje patrzą na mnie nieco inaczej niż zawsze.
- W porządku… - Odpowiedziałam niepewnie nabierając kawałek ziemniaka na widelec. – Pan Brown jest bardzo miły… Mają piękny, duży, parterowy dom… - zaczęłam opowiadać - To dlatego zakazałeś mi się spotykać z Andim? Dlatego bo jest synem chłopaka mamy, prawda? – zapytałam cicho. Po chwili odważyłam się spojrzeć na tatę który wydawał się nieco oszołomiony tym co powiedziałam.
Nie miałam żadnych problemów z nazwaniem Pana Browna chłopakiem Mamy. Mimo, że nadal nie do końca przyjmowałam fakt że Mama ma innego… Tata milczał, a ja z każdą kolejną sekundą traciłam nadzieje na jakąkolwiek otrzymają od niego odpowiedź. Kiedy zorientowałam się że mój talerz jest pusty, wstała od stołu, uprzednio zabierając puste naczynia, poszłam do kuchni pozmywać naczynia. Po wykonanej czynności wróciłam do jadalni gdzie tata z Ciocią nadal siedzieli.
- Cóż, jeżeli chodzi o kwestię typu „Będzie twoim bratem” to z tego co wiem, Mama jest wierna Tobie a Pan Brown jest wierny Mamie Andiego… Więc, nie masz czym się martwić. Czy tego chcesz czy nie, jestem w takim wieku kiedy już mogę podejmować sama decyzje. I będę się spotykać z kimkolwiek zechcę. – Odezwałam się podchodząc bliżej. – Dziękuję za obiad, będę u siebie. – Dopowiedziałam kierując się w stronę drzwi.
Pobiegłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. W tle słyszałam stłumiony dźwięk grzmotów. Przez chwilę patrzyłam w stronę otwartych na oścież drzwi balkonowych. Patrzyłam jak kafelki zostają powoli przykryte mokrą powłoką deszczu, patrzyłam jak wpada do pokoju mocząc panele. Przymknęłam oczy zaraz po tym jak niebo na ułamek sekundy zostało rozjaśnione przez błyskawicę. Nabrałam powietrza do płuc, i zaraz po tym jak wypuściłam powietrze, otworzyłam oczy i wstałam. Podeszłam wolnym krokiem do drzwi balkonowych depcząc mokrą ciecz która już chyba doszczętnie przemoczyła podłogę. Chwyciłam za uchwyt drzwi i przymknęłam je tak, by były otwarte na uchył. Przez chwilę stałam w miejscu i przyglądałam się zbliżającej burzy. Odwróciłam się gwałtownie kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Niedługo po tym w progu zauważyłam uśmiechniętego Tatę. Odwzajemniłam uśmiech wracając na skrawek łóżka.
- Gaby, to nie tak że nie chcę abyś się spotykała z Andim tylko dlatego bo jego ojciec umawia się z Twoją Mamą… - odezwał się podchodząc bliżej mnie. Usiadł obok i splótł swoje ręce na nogach. Spojrzał na mnie na chwilę i postanowił kontynuować widząc moją zdezorientowaną minę. Naprawdę nie wiedziałam co jest w takim razie przyczyną tego… - Owszem, to też ma jakiś mały wpływ na to, ale… Chciałbym abyś znalazła kogoś kto naprawdę będzie Cię traktować jak należy, a on…
- Czekaj, czekaj, czekaj… - Uniosłam dłonie do góry. – Ty będziesz mi mówić kto jest odpowiedni dla mnie a kto nie? – Patrzyłam na niego z niedowierzaniem w oczach. - I myślisz że według tego będę się kierować? Tato czy ty zgłupiałeś?
- Gaby… - Ostrzegł mnie patrząc na mnie chłodnym wzrokiem. Ja nie zamierzałam przestać. Miałam zamiar powiedzieć to co chce.
- Co „Gaby”? Tato ja mam szesnaście lat! Będę dorosła, skończę studia, też mi będziesz mówić jaką pracę a jaką nie? Tak samo z ubraniami? Przestań, po prostu przestań. Jestem na tyle dorosła, abyś podejmowanie decyzji zostawił mnie. Zajmij się swoimi sprawami, nie wprowadzaj do mojego życia swoich butów.
- Nie takim tonem do mnie, dobrze? Jestem twoim ojcem i zasługuję na szacunek. – odparł chłodno. – Owszem, jesteś już na tyle duża by podejmować sama decyzje, ale ja mu nie ufam. Nie wierzę w to że ta znajomość jest od tak po prostu. Wykorzysta Cię i nim się obejrzysz on Cię zostawi jak psa, samą ze złamanym sercem. A te siniaki? Skąd je masz? – Złapał za moją rękę, przegryzłam wnętrze policzka aby stłumić ból jaki mi sprawił dotykając tak gwałtownie mojej ręki. – Oczywiście że to jego robota. To nie jest dobry powód żeby dać sobie z nim spokój, Gaby? – zapytał wywiercając we mnie TO spojrzenie. – Jaką krzywdę Ci musi jeszcze zrobić byś przejrzała na oczy?
- Stop! – Wyrwałam gwałtownie rękę i wstałam z miejsca. – Nikt mi nic nie robił. I tym bardziej nie masz prawa oskarżać Andiego o coś czego nie zrobił. Nie znasz go i nie wiesz jaki on jest.
- A ty go znasz? – parsknął śmiechem – Jesteś jak zaczarowana kiedy Ci powie jedno miłe słowo. Dlaczego zawsze musisz wszystko robić na przekór? Nie tylko ja się o ciebie martwię. Lily i Kate również. – wstał i podszedł bliżej.
- A co ma Kate do rzeczy? Co? Przyleciała na skargę? A mówiła też że mnie zostawiła? – Przyglądałam się reakcji taty – Nie, bo po co? Lepiej pójść do Ciebie i powiedzieć coś o czym nie miała zielonego pojęcia i od razu przyjąć że to sprawka niewłaściwej osoby. – Pokręciłam głową z dezaprobatą. – Przymykasz oko na rzeczy które powinny być bardziej istotne. Na przykład na to że mnie zostawiła. Jak mama kiedyś Ciebie. Ale to nie ma nic do rzeczy prawda?
- Ona nie…
- Nie ważne. Po prostu daruj sobie ojcowskie żądania. Doskonale wiesz że Cię nie posłucham. I zajmij się tym czym się zajmowałeś. Teraz Ci się przypomniało o mnie? Dokładnie w tej chwili kiedy mama postanowiła wrócić? – ruszyłam w kierunku drzwi. – Odgrywasz rolę „cudownego tatusia” – wycedziłam przez zęby zaznaczając dwa ostatnie słowa w cudzysłowie – Tylko dlatego żeby mama mnie nie zabrała. Przez ten cały czas przesiadywałeś w pracy albo w domu przy papierach, mnie miałeś kompletnie w poważaniu. Nie interesowałeś się tym co w szkole, jakich przyjaciół poznałam, z kim czuję się sobą. Nie zauważałeś nic, że jest coś nie tak, że potrzebuję pomocy, nic. Jedyną osobą która to zauważyła i przez to że nie chciałam za żadne skarby się do tego przyznać nie odpuszczał, jest Andy. – Otworzyłam drzwi. – I wiesz co? – podeszłam bliżej niego. – Wolę być katowana niż żyć w farsie przyjaźni i cudownej rodziny. – wskazałam na drzwi i wyminęła go. Usiadłam z powrotem na łóżku i zamknęłam oczy. Nabrałam powietrza i wypuściłam je próbując zagłuszyć to co miał mi do powiedzenia tata. Może trochę za bardzo na niego naskoczyłam, ale on musiał wiedzieć że nie jestem głupia, musiał zrozumieć że nie jestem już małą dziewczynką i rozumiem wiele rzeczy. Przestałam go słuchać, mimo że przez kolejne kilka minut stał w miejscu i coś mówił, ja tylko milczałam i odliczałam czas w jaki sobie pójdzie. Powiedziałam to co miałam mu do powiedzenia.
Po chwili usłyszałam zamykanie drzwi. Sapnęłam zdenerwowana otwierając oczy. Burza nadal trwała a ja nieruchomo wpatrywałam się w niebo które co jakiś czas było jaśniejsze niż zwykle. Zeszłam z łóżka i zapaliłam światło, zasłoniłam drzwi balkonowe zasłonami i udałam się do łazienki wziąć prysznic.
Rozebrałam się i weszłam nago pod prysznic. Kiedy ciepła woda zaczęła spływać po moim ciele, czułam się tak, jakby cała złość jaką czułam w tej chwili zaczęła znikać pozostawiając po sobie jedynie spokój i ulgę. Ale wszystko zniknęło a złość powróciła wraz z moim wyjściem. Wytarłam ręcznikiem mokre włosy i rozczesałam je, następnie zawinęłam ręcznikiem ciało i wyszłam z łazienki.
Zamknąwszy drzwi odwróciłam się w kierunku łóżka. Przeraziłam się kiedy zobaczyłam Andiego leżącego na moim łóżku który jakby nigdy nic przyglądał mi się z lekkim uśmiechem na twarzy. W jednej chwili czułam się naprawdę przerażona, serce niemiłosiernie zaczęło szybciej bić, a oddech miałam nieregularny. Wszystko, no prawie wszystko… uspokoiło się kiedy zobaczyłam jego spokojną twarz. Kiedy wstał i zaczął się do mnie zbliżać, przycisnęłam mocno do siebie szczotkę którą nadal trzymałam w ręku. Przeszedł po mnie lekki dreszcz kiedy łagodnie dotknął mojej skóry która w tej chwili wydawała się jeszcze wilgotna.
- Jeżeli codziennie o tej porze narażałabyś mnie na takie widoki, z pewnością przychodziłby częściej – Odezwał się tym swoim cudownym i zachrypniętym głosem który już zaczęłam uwielbiać. Pocałował mnie w usta, a ja nadal stałam oszołomiona, kompletnie nie zdająca sobie sprawy z tego co właśnie się dzieje. – Równie cudownie wyglądałabyś bez tego ręcznika – Dopowiedział przegryzając moją dolną wargę. Zadrżałam nieco wyobrażając sobie to o czym mówił. Brunet roześmiał się a następnie zatopił mnie w swoich ramionach. – Nie bój się, Nie zrobię niczego czego byś nie chciała. – szepnął mi do ucha całując mnie przy tym w skroń. – Swoją drogą, powinnaś zasłaniać okna jak masz zamiar wychodzić półnago…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz