wtorek, 4 czerwca 2013

2. Value myself.


O
bróciwszy się na lewą stronę delikatnie uchyliłam powieki. Wpadające do źrenic jasne światło bijące z okna sprawiało iż byłam zmuszona do ich ponownego przymknięcia. Kiedy ponowiłam próbę, wszystkie kolory powróciły na swoje miejsca. Mogłam dostrzec o wiele więcej rzeczy prócz słońca przedostającego się przez drzwi balkonowe mojego pokoju. Pocierając zaspane oczy, wyciągnęłam się leniwie i powoli podniosłam do pozycji siedzącej. Spojrzałam w prawą stronę, gdzie na stoliku był postawiony starodawny zegar. Była dość wczesna godzina, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło. Nigdy, ale to przenigdy nie zdarzyło mi się wstać dobrowolnie o takiej godzinie. W zwyczaju zawsze o 7:30 przekręcałam się na drugi bok…
Podnosząc się z łóżka skierowałam się w stronę szafy z której wyciągnęłam przygotowane na dzisiaj rzeczy a następnie ruszyłam do łazienki. Ułożyłam na koszu rzeczy a następnie odkręciłam kurek znajdujący się w kabinie prysznicowej. Zdjęłam piżamę i powoli wkroczyłam do bram wody lejącej się z bocznej ściany która była obłożona zielonymi kafelkami. Ocierając o swoje ciało nawilżoną i namydloną gąbką po raz kolejny odpłynęłam do wspomnień. Już nawet nie wiedziałam który to raz siebie łapałam na czymś takim, po odejściu mamy postanowiłam tego nie robić, ruszyć dalej i nie odwracać się do tyłu. Za każdym razem kiedy robię wbrew sobie, tłumaczenie „chwila słabości” po jakimś nastym razie przestało mieć w sobie tą moc i pewność. Już sama we wszystko wątpię, nie wiem co jest prawdą a co kłamstwem, co zrobić a czego nie. Jestem rozdarta, zawsze byłam. Ale jestem silna, dam radę, poradzę sobie.
Zakręcając kurek z ciepłą wodą, sięgnęłam po żółty ręcznik którym owinęłam się i wyszłam z kabiny. Wzięłam do ręki drugi ręcznik którym wytarłam zaparowane, duże lustro. Kiedy już to zrobiłam, spojrzałam w swoje odbicie i westchnęłam głośno. Odkręciłam ciepłą wodę w kranie i otuliłam nią moja twarz. Wytarłam o ręcznik twarz a następnie wyciągnęłam rękę w stronę kosza na którym spoczywała bielizna i reszta odzieży. Założyłam na siebie śnieżno-biały stanik i tego samego koloru majtki a następnie przesunęłam się bliżej lustra które sięgało kafli podłogowych. Stojąc naprzeciw, patrzyłam na swoją twarz, szyję, ręce, nogi, ciało… Wpatrywałam się we własne odbicie, odkrywając w sobie liczne wady. Nie chodzi tu o wady wyglądu zewnętrznego, o nie… Chociaż i takie mogłam zauważyć. W tym samym czasie fala wspomnień znów zalała moje kruche ciało. Wszystkie słowa kierowane do mnie. Powracając do nich z napiętą piersią zadawałam sobie istotne pytanie: dlaczego taka jestem? Z każdą chwilą moje serce zapełniało coraz to więcej wyzwisk. Jesteś nic nie wartą dziewczyną,  która tylko i wyłącznie bawi się lidzkimi sercami. Dwulicowa kurwa… Mimo mijającego czasu, niektóre słowa nadal pamiętam. Niektóre nawet brzmią głosem osoby która słowa te wypowiedziała, nadal z tą samą premedytacją, wydaje mi się jakby to było dopiero wczoraj…
Patrząc na moje zielone oczy widzę siebie opisaną dokładnie tak jak niektóre osoby mnie widzą. Niektóre? Czasem… A raczej bardzo często w ostatnim czasie czuję że każda osoba, która jest w moim otoczeniu tak myśli. Widząc ich sztucznie uśmiechnięte twarze mam ochotę od nich uciec daleko. Tak daleko, jak to tylko możliwe.
Pokręciłam głową z dezaprobacją próbując oczyścić swój umysł ze zbędnych myśli. Powróciłam do ubierania się. Założyłam ciemne rurki i siwy top z krzyżem po środku. Sięgnąwszy po szczotkę zaczęłam rozczesywać włosy, kiedy już to zrobiłam, splotłam je w dobieranego warkocza a grzywkę spięłam wsuwkami po boku.  
Westchnęłam głośniej słysząc pukanie do drzwi pokoju. Opuściłam łazienkę i usiadłam na skraju łóżka. Kiedy tylko za drzwiami ukazała się twarz mojego ojca, jego twarz najwyraźniej nie wyrażała żadnym emocji, Był wyraźnie czymś przygnębiony co jeszcze bardziej mnie dziwiło. Jego zachowanie budziło we mnie lęk. Nie, nie lęk typu „zaraz podejdzie i mi przywali.” On nie był taki, zawsze się o mnie troszczył, i choć czasem, a nawet często mu nie wychodziło, lub mu nie pozwalałam dojść do swojego serca, szanowałam go i kochałam. Był najważniejszy, nadal jest. W tej chwili ani na sekundę nie przypominał tego mężczyzny  z silnym temperamentem którym aż raził na odległość dwustu kilometrów jak nie mniej… Nie pewnie podszedł do mnie cały czas na mnie nie patrząc, usiadł obok i opierając łokcie o swoje kolana zmierzwił swoje kasztanowe, krótko ścięte włosy. Cały czas uważnie mu się przyglądałam zastanawiając się co jest powodem, lub kto tak nagłej zmiany w jego samopoczuciu.  Lekko rozchyliłam usta chcąc coś powiedzieć jednak zrezygnowałam z tego gdy przyszło mi do głowy iż może nie ma ochoty rozmawiać, więc… Skoro tak, to dlaczego tu przyszedł? 

Był wyraźnie zaniepokojony, zdenerwowany i roztrzęsiony co sprawiało iż z większą ciekawością miałam ochotę zadać nurtujące mnie pytanie.
- Um… Tato? – odezwałam się niepewnie przesuwając się bliżej niego. – Stało się coś? – zapytałam dalej niepewnie przegryzając wargę. Nie usłyszałam odpowiedzi, jednak byłam pewna iż bije się z myślami co mi powiedzieć, musiał powiedzieć mi prawdę, zawsze to robił. Nie ważne o co chodziło, czy o zawieszenie w szkole, czy o coś mniej groźnego. Zawsze mówił prawdę, oboje byliśmy szczerzy
- Mama… - przerwał na chwilę chcąc na mnie spojrzeć. Przez chwilę ze zmarszczonymi brwiami wpatrywałam się w jego profil twarzy ale gdy tylko zdałam sobie sprawę do czego zmiesza, mimowolnie wywróciłam oczami posyłając mu lekki uśmiech.
- Tato… Rozmawialiśmy już o tym – westchnęłam przysuwając się jeszcze bliżej. – Nie ważne co się stało, nie ma to już znaczenia. Wszystko rozumiem… - przytuliłam się do niego, a kiedy moje ucho dotarło do piersi mojego taty, wyczułam jak jego serce bije jak szalone.  Odsunęłam się gwałtownie i odwróciłam w stronę szafki nocnej po której wzrokiem sunęłam w poszukiwaniu zegara. Było po ósmej. Sunęłam wzrokiem w stronę taty, i dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę że jest ubrany. Beżowa koszula, ostrożnie wyprasowana, idealnie współgrała z jego ciałem, ciemne i eleganckie spodnie tak samo jak koszula, były starannie wyprasowane. Był wyperfumowany i uczesany. Jego oczy przeszywały moją twarz a ja miałam wrażenie jakby ranił ją tępym nożem… Trzymał mnie nadal, a ja próbowałam zrozumieć to co miał na myśli. Na początku zaczęłam zastanawiać się czemu o tak wczesnej porze jest tak elegancko ubrany. Dzisiejszego dnia miał mieć wolne w pracy, więc jeszcze bardziej zastanawiałam się nad tym. Jedyne co przyszło mi do głowy to fakt iż możemy spodziewać się gości, lub ich już mieć. Mama… W mojej głowie zaczęły się odbijać wcześniej wypowiedziane słowa taty. Mama… Nabrałam gwałtownie powietrza i zesztywniałam całkowicie kiedy zdałam sobie sprawę z tego co próbował mi powiedzieć. Ale jak? Kiedy? Gdzie? Multum pytań zalewały moją głowę. Kiedy tylko tata poczuł jak bardzo moje ciało jest naprężone, od razu pochylił się i zamknął mnie w szczelnym uścisku. A ja? Całkowicie pozbawiona jakichkolwiek uczuć, gestów, sparaliżowana wtapiałam się w jego umięśnione ciało z jeszcze większą siłą. Nawet nie musiałam sobie pomagać, wypuściłam długo wstrzymywane powietrze, zmuszając płuca do szybszej pracy.
Miałam straszny mętlik w głowie. W jednej chwili wszystko co tak dokładnie i równo miałam ułożone, straciło swój grunt pod sobą i runęło tworząc chaos. Wielki chaos, który prawdopodobnie będę budować poprzez następne kilka lat…   Z jednej strony byłam rozdarta, kompletnie nie wiedziałam jak się zachować. Z drugiej jednak, byłam szczęśliwa że wróciła i znów będzie częścią mojego, naszego życia. Oboje z tatą byli dla mnie idealnymi autorytetami, nie ważne że odeszła. Zawsze odgrywała najistotniejszą rolę w moim życiu, i nadal tak jest.
- Czeka na dole… - usłyszałam jego szept. Jego głos drżał, dając mi do zrozumienia iż przeżywa to nie lepiej ode mnie mimo że nie za bardzo okazywałam swój lęk i niepewność. Przełknęłam głośno ślinę odsuwając się od ojca. Wstałam gwałtownie i wykonałam niepewny, pełen obaw krok w stronę drzwi. Po chwili jednak odwróciłam się w stronę łóżka na którym siedział tata i wyczekująco związałam ręce na piersi. Z zainteresowaniem i nadzieją w oczach by czas coraz wolniej leciał obserwowałam jak ojciec wstaje i po chwili dotrzymuje mi kroku. Nabrałam gwałtownie powietrza dotykając klamki drzwi a następnie pociągnęłam je do siebie wypuszczając powietrze. Z każdym kolejnym krokiem w stronę schodów i salonu moje nogi stawały się coraz bardziej miękkie, niczym jak z waty. Myślałam że zaraz upadnę gdy tylko w progu zauważyłam szczupłą kobietę w wieku mniej więcej taty siedzącą bokiem. Nie widziała mnie, po ruchach jakie wykonywała rękoma, stwierdziłam iż dokładnie tak samo stresuje się jak ja czy tata. Serce zaczęło walić jak szalone, a kiedy usłyszałam znaczące odkrząknięcie taty a twarz kobiety skierowała się w moją naszą stronę miałam wrażenie jakby serce zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. Mój oddech był nierówny. Cholernie się bałam. Oczywiście, tęskniłam za nią. Nawet nie przypuszczałam że aż tak bardzo, jednak bałam się czy po tylu latach, nadal mnie kocha i czy spodobam jej się. Kiedy gwałtownie podniosła się ze skórzanej sofy byłam pewna że zaraz serce mi pęknie ze szczęścia. Podchodząc coraz bliżej mnie, biłam się z własnymi silniejszymi gestami jakimi były łzy, nie chciałam pokazać jej, a tym bardziej tacie jak bardzo to przeżywam. Dalej byłam sparaliżowana. Nie potrafiłam się zdobyć na jakiekolwiek okazanie szacunku czy przyzwoitości. Poczułam ją. Poczułam jej delikatne dłonie które na początku z wahaniem dotykają moich ramion a następnie zakleszczają mnie w niedźwiedzim uścisku. Kiedy mnie przytuliła, wszystko we mnie pękło. Łzy spłynęły po policzkach, pozostawiając po sobie „mleczną ścieżkę”. Nie ruszyłam się, stałam całkowicie osłupiała, pozbawiona jakichkolwiek reakcji. Nie potrafiłam, nie mogłam pozbyć się ogromnej guli która nawet nie wiem kiedy powstała w moim gardle uniemożliwiając mi odezwanie się. Wszystko jednak zniknęło kiedy tylko odsunęła się ode mnie. Całe szczęście, radość, nadzieja… Wszystko zniknęło. Miałam wrażenie jakby znów znikała, zostawiała mnie samą z tatą… Była jednak nadal obecna tutaj. Stała naprzeciwko mnie, i dokładnie mi się przyglądała. Mojej twarzy, moim włosom… cały czas była uśmiechnięta a w jej oczach mogłam dostrzec wyraźne łzy cisnące się na jej powieki. Przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy, jednak po chwili ja jako pierwsza spuściłam głowę nie będąc na tyle odważna by patrzeć na nią dalej. 

Dotknęła mnie, drugi raz mogłam poczuć jej dotyk na mojej twarzy. Uniosła moją brodę do góry uśmiechając się przy tym jeszcze bardziej. Dopiero w tej chwili odpowiedziałam sobie samej na moje pytanie które wiele razy sobie zadawałam: Po kim ja mam taki uśmiech? Po niej...
- Ale ty wyrosłaś… - usłyszałam jej głos. Jej melodyjnie, perfekcyjny głos który zapamiętałam z dzieciństwa. Miałam wrażenie jakby moje ciało zaczęło drętwieć w każdym możliwym miejscu. Tylko mnie nie odrzucaj… - Tak za Tobą tęskniłam… - To tylko cztery normalne słowa, a tak bardzo zmieniają nasze podejścia i uczucia, mogą sprawić iż po ich usłyszeniu, wszyscy miękniemy, chce nam się krzyczeć i płakać ze szczęścia wiedząc że ta ukochana osoba tu jest i mówi to, do nas…
- Ja też tęskniłam. – szepnęłam dyskretnie wycierając dłonią lewy policzek po którym w tym momencie spływała słona łza. – Mamo – dopowiedziałam jeszcze ciszej odważając się po raz kolejny by na nią spojrzeć. W jej oczach dostrzegłam iskierki, jej błękitne oczy tak przeraźliwie błyszczały… Nie wahała się przed kolejnym przytuleniem mnie. Tym razem jednak, odwzajemniłam uścisk. Mimo iż na jej ramionach dzielnie spoczywała granatowa marynarka, udało mi się ścisnąć ją tak, by później nie pozostawić na niej jakichkolwiek zmarszczeń. Tego typu materiał bardzo łatwo było pognieść.
- Co ty tu robisz tak właściwie? – zapytałam niepewnie gdy kobieta odsunęła się ode mnie. Dostrzegłam jak tata gestem ręki prosi nas byśmy usiadły na sofie, tak tez zrobiłyśmy. Usiadłam wygodnie trochę dalej od mamy.
- Chciałam się z tobą i tatą zobaczyć – uśmiechnęła się do mnie zakładając nogę na nogę. – Minęło dużo czasu, odkąd odeszłam… Gaby… - wyciągnęła w moją stronę dłoń. Spojrzałam pierw jej w oczy, a następnie na jej dłoń. Z wahaniem usiadłam bliżej i pozwoliłam jej złapać moją rękę.
- Nie musisz, wszystko rozumiem. – posłałam jej lekki uśmiech. – Rozmawiałam o tym wiele z tatą i…
- I nie wracajmy już do tego. – Dosłownie w tej chwili zdałam sobie sprawę o obecności ojca w salonie. Stał nadal w progu, opierając się o futrynę przyglądał nam się z uwagą i zainteresowaniem.
I się zaczęło. Byłam naprawdę szczęśliwa móc siedzieć obok mamy i rozmawiać z nią na przeróżne tematy. Na początku było trochę sztywno, jednak po jakimś czasie było coraz lepiej i lepiej. Wracaliśmy w trójkę do przeszłości, rodzice zaczęli opowiadać mi jaką dziewczynką byłam mając te kilka lat. Przy okazji zauważyłam jak tata z każdą kolejną chwilą staje się coraz bardziej wyluzowany i również szczęśliwy jak ja, ale chyba nasze tęsknoty diametralnie się różnią od siebie... Przyglądałam się im z zainteresowaniem i zastanawiałam się jednocześnie czy coś jeszcze między nimi jest. Czułam że się nie mylę. Jednak były to ich sprawy, a ja dopiero co odzyskałam mamę.  Odzyskałam ją, i wiem że wróciła do mnie, do mojego pustego serca na dłużej… 

2 komentarze:

  1. Bardzo ładne *_* trochę ta dziewczyna w tym opowiadaniu przypomina mi Ciebie ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, jestem ciekawa co dalej ;) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń