sobota, 25 maja 2013

1. It already began, you cannot stop it…

P
rzewracając kolejną stronę książki jaką w tej chwili czytałam, przymknęłam delikatnie oczy chcąc wyobrazić sobie zdarzenia jakie miały w niej miejsce. Napawając się upalnym dniem zaciągnęłam powietrze do płuc i wstrzymałam oddech na moment. Przez chwilę mogłam pozbyć się wszystkich dźwięków jakie mogłam dostrzec wokół mnie. Słyszałam tylko swoje myśli które jak nigdy tłumiły wszystko inne, oraz lekki wiatr przeszywający moje ciało wprawiając moje brązowe włosy w delikatny ruch. Przez cały czas czułam jak ktoś na mnie patrzy, i choć byłam już do tego typu uczuć przyzwyczajona to uczucie w zupełności różniło się od innych, co jeszcze bardziej wprawiało Mnie w zaciekawienie. Wypuściłam powietrze z ust sunąc delikatnie i powoli po rogu kartek. Otworzyłam ostrożnie oczy i rozejrzałam się wokół chcąc dojrzeć kto na mnie patrzy. Nikogo nie dostrzegłam, nikogo kto by mógł tak dziwnie na mnie patrzeć. Jednak to nieznane uczucie nadal tętniło w mojej głowie.

Zamknąwszy grubą książkę , zeskoczyłam z kamiennego siedziska po czym wolnym krokiem ruszyłam wzdłuż parku znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Miałam ogromne szczęście mieszkać w pobliżu tak pięknego miejsca jak ten park. Zawsze gdy tylko przez moje ciało przemawiała złość, żal i agresja szłam właśnie tam, pod wielki stary dąb. Tam mogłam się uspokoić, mogłam odpłynąć do zupełnie innego świata i żyć w nim na tyle długo by choć przez chwilę poczuć się szczęśliwa i kochana. 

Usiadłam wygodnie i oparłam się o spróchniały pień drzewa. Zaczęłam wpatrywać się w jezioro będące nieopodal miejsca gdzie właśnie się znajdowałam. Słońce mieniło się wraz z czystą wodą, tworząc przepiękne i zarazem magiczne iskierki które z łatwością współgrały z taflą wody.
- Piękne, prawda? – usłyszałam nieco zachrypnięty głos po lewej stronie. Wzdrygnęłam na sam dźwięk głosu nieznajomego mężczyzny. Spojrzałam w górę by dostrzec twarz owego towarzysza którą z zresztą z trudnością ujrzałam. Ukucnął obok przykładając sobie do ust elektronicznego papierosa a następnie subtelnie zaciągnął się nim i wypuścił dym z ust tworząc idealnie wykształcone kółka.
- Nic nie jest piękne – Odparłam obojętnie bez namysłu powracając do wcześniejszego obserwowania tafli. Usłyszałam lekceważące parsknięcie.
- Pesymistka – Zaśmiał się ponownie zaciągając. Opadł obok mnie całkowicie ignorując moje wrogie spojrzenie jakie w tej chwili mu posyłałam. Nie miałam ochoty na rozmowę z kimś takim jak On. Z kimkolwiek…
- Powierzchowny dupek – syknęłam przez zaciśnięte zęby. Znów poczułam nieprzyjemne uczucie jakie towarzyszyło mi pod blokiem. Nie byłam dokładnie przekonana do tego co jest tego przyczyną, jednak wiedziałam iż nie powinnam kontynuować jakże interesującej rozmowy z nieznajomym.
- Kto tu jest powierzchowny… - wytknął i zaśmiawszy się, wypuścił z ust kolejne kółka idealnie wyrzeźbione. Kątem oka spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko, przez co złość jaką w sobie tłumiłam, zaczęła narastać.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie twoje zdanie. Nie prosiłam Cię abyś tutaj usiadł, więc łaskawie, spierdalaj. – warknęłam uśmiechając się sztucznie w stronę nieznajomego.
- Zadziorna – Stwierdził oblizując usta. – Lubię takie – dopowiedział nie odrywając wzroku od tafli.
- Nie jestem zainteresowana – Złość jaka wzrastała z każdą sekundą spędzoną w jego obecności była bezbłędna. Nie wiele dzieliło mnie od prawdziwego wybuchu złości.   
- Woah, woah… A czy ja Ci dałem jakieś propozycje? Nie wydaję mi się… - pokręcił głową chcąc potwierdzić swoje słowa. Czy on naprawdę nie zamierza stąd iść?
- A mi się nie wydaję żeby była tutaj potrzebna w jakimkolwiek stopniu twoja obecność – odpowiedziałam obojętnie ściskając skrawek książki. Czekałam cierpliwie na moment w którym nieznajomy odejdzie i zostawi mnie samą, tak jak chciałam… Chociaż nie byłam do końca przekonana co do mojej cierpliwości… Chłopak nic nie odpowiedział, zaśmiał się wręcz co jeszcze bardziej drażniło moją osobę.

Zrezygnowana wstałam i bez słowa ruszyłam w drogę powrotną, zostawiając tajemniczego bruneta pod drzewem. Mój oddech był nadal nierówny mimo pokonanej znacznie dużej odległości od drzewa. Przechodząc na drugą stronę jezdni znów poczułam to przykuwające uczucie które robiło potężną dziurę w moim ciele, gdzieś pod sercem. Odwracając się za siebie i spoglądanie na boki chciałam dowiedzieć się kto tak uparcie mi się przygląda. Intrygowało mnie to jeszcze bardziej, gdy samo uczucie pozwoliło odpędzić całą złość z mojego ciała. 

Powróciłam na swoje wcześniej zajmowane miejsce na skałach, po czym zdałam sobie sprawę iż zapomniałam książki. Zostawiłam ją pod drzewem, samą z irytującym Bóg wie kim. Westchnęłam będąc doskonale pewna iż już nie odzyskam swojej własności. Skrzyżowałam stopy i wprawiłam je w ruch. 
Czas stanął w miejscu. Nie obchodzili mnie już wszyscy. Wraz z zamknięciem powiek, spróbowałam odsunąć się od teraźniejszości i utopić się w rzece wyobraźni. Z każdą kolejną chwilą, wiatr jaki otulał moje ciało stawał się coraz chłodniejszy i chłodniejszy… Nic nie widziałam, a nieznane uczucia cały czas mi towarzyszyło. Było zupełnie mi obce, tajemnicze i takie… Ciekawe.
- Hej, Gaby. – z rozmyśleń wyrwał mnie delikatny głos mojej najlepszej przyjaciółki. Uśmiechnęłam się sztucznie po czym otworzyłam oczy i spojrzałam na nią. Siedziała koło mnie dokładnie mi się przyglądając. Jej ciemno brązowe, lekko faliste włosy bezwładnie opadały na jej szczupłe ramiona.
- Co tutaj robisz? – zapytałam odwracając od niej wzrok.
- Szukałam Cię… - usłyszałam jej wahający się, cichy głos. Uśmiechnęłam się pod nosem będąc całkowicie pewna iż powoli dochodzi do niej fakt iż nie mam ochoty na jakiekolwiek towarzystwo.
- Cóż… - kiwnęłam głową przekręcając ją w stronę szatynki – Więc szukaj dalej. – wzruszyłam ramionami układając usta w prostą linię.
- Nie bądź taka, Gab. – Kate dotknęła mojej dłoni która spoczywała spokojnie na jednym z moich ud. Wzdrygnęłam na jej dotyk a następnie trzepnęłam ręką chcąc pozbyć się zbędnego dodatku.
- Jaka? – syknęłam posyłając jej jeden z moich chłodnych spojrzeń. – No jaka? – zadawałam jej pytania do skutku. Nie odpowiadała, milczała. Miałam wrażenie jakby powoli do niej docierało iż nie jest mile widziana tutaj, teraz, obok.
- Taka oschła i odpychająca. – jej ton stawał się coraz donośniejszy i zirytowany. No tak, zapomniałam że ona nigdy nie da za wygraną…
- Masz problem, Panno Collins. – warknęłam zeskakując z miejsca gdzie jeszcze wcześniej siedziałam.
- Nie, to ty masz problem. I kurwa naprawdę mam dosyć już tych twoich humorków! – wrzasnęła na tyle głośno że z pewnością połowa dzielnicy ją usłyszała.
Nic nie odpowiedziałam, szłam dalej przed siebie kompletnie ignorując jej dalsze przywoływania. Wyjęłam słuchawki z kieszeni szortów a następnie nałożyłam je na uszy uprzednio podłączając kabelek do telefonu. Muzyka zaczęła zagłuszać wszystkie moje myśli, przestałam słyszeć już jej głos, przestałam słyszeć jakikolwiek dźwięk. Słyszałam tylko i wyłącznie melodię która zawsze pomagała mi choć przez chwilę zatrzymać wyrzuty sumienia, odpędzała wszelkie problemy, zmartwienia i pomagała się uspokoić. A wszystko to, sprawiała tylko jedna jedyna piosenka do której miałam duży sentyment. Jak na złość a może i nie, zawsze gdy byłam  wytrącona z równowagi, lub załamana, nawet nie musiałam odblokowywać telefonu. Jak na zawołanie, włącza się jako pierwsza. Czasem nawet zastanawiam się czy nie była ostatnią której słuchałam poprzednim razem… To był jeden z wielu sposobów na uspokojenie mnie.
Słońce powoli zaczęło zachodzić, zmieniając swą jasno-żółtą barwę w nieco ognistą i ciemniejszą. Zawsze uważałam iż właśnie w tych momentach słońce najbardziej grzeje. Będąc małą dziewczynką gdy mama czytała mi bajki na dobranoc, lub opowiadała jedną z wielu, zawsze gdy spoglądałam na klosz w kształcie słońca, który był umocowany na ścianie przy której było dostawione moje łóżko zastanawiałam się czy słońce też jak ja czy inne dzieci idzie spać o 20:00… Za każdym razem mama przy pocałowaniu mnie w czoło mówiła mi iż ono jest takie jak każdy z nas, zgaśnie wtedy kiedy skończy się jego czas… Nie jestem pewna czy mówiła o tym na poważnie czy też nie, biorąc pod uwagę wiek planety na której mam przyjemność żyć, zresztą nie tylko ja.
Zbliżając się do miejsca gdzie po raz ostatni trzymałam książkę zdałam sobię sprawę iż moje przypuszczenia co do odzyskania jej stały się o wiele mniejsze niż były na początku. Ukucnęłam przy miejscu gdzie siedziałam nie tak dawno i delikatnie przejechałam dłonią po ziemi z nadzieją iż prawdopodobnie tutaj gdzieś jest, tylko mój wzrok stał się o wiele słabszy niż na to wyglądał… Nie było jej, jej ani tego wkurwiającego gościa który dotrzymywał mi towarzystwa przez chwilę, do momentu aż zdecydowałam się odejść od niego jak najdalej. Opadłam bezsilna i schowałam twarz między kolanami. Oplątując nogi obiema rękoma westchnęłam ciężko szybko pokręcając głową. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli iż książka, jedyna książka która pozostała mi po mamie, przepadła tylko i wyłącznie przez moją nieuwagę, niezdarność i złość…
Powoli podniosłam głowę a następnie z zaciśniętymi powiekami oparłam się o korę starego dębu. Wypuściłam gwałtownie powietrze z płuc modląc się w duchu by złe wspomnienia jak pyłek  zdmuchnięty z pąku kwiatów wyleciały nie pozostawiając po sobie niczego. Wyjęłam słuchawki a następnie złożywszy je schowałam do tylnej kieszeni szortów. Zaczęłam wsłuchiwać się w szmery i śpiewy ptaków które o dziwo pięknie śpiewały. Zazwyczaj dźwięki jakie z siebie wydobywały, bardzo mnie irytowały i drażniły, jednak tym razem było inaczej…   

4 komentarze:

  1. Super notka ;* Ciekawi mnie, czy Gaby odzyska książkę ;* Trzymaj tak dalej, bo opowiadanie jest bardzo realne ;)
    Zapraszam do siebie! www.my-aggro-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz naprawdę fajny styl pisania. Podoba mi się ;>
    Zapraszam również do mnie: http://polmrok.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaj*biste !! Berry Kocham cię ! ♥

    OdpowiedzUsuń