P
|
rzewracając kolejną
stronę książki jaką w tej chwili czytałam, przymknęłam delikatnie oczy chcąc
wyobrazić sobie zdarzenia jakie miały w niej miejsce. Napawając się upalnym
dniem zaciągnęłam powietrze do płuc i wstrzymałam oddech na moment. Przez
chwilę mogłam pozbyć się wszystkich dźwięków jakie mogłam dostrzec wokół mnie. Słyszałam
tylko swoje myśli które jak nigdy tłumiły wszystko inne, oraz lekki wiatr
przeszywający moje ciało wprawiając moje brązowe włosy w delikatny ruch. Przez
cały czas czułam jak ktoś na mnie patrzy, i choć byłam już do tego typu uczuć
przyzwyczajona to uczucie w zupełności różniło się od innych, co jeszcze
bardziej wprawiało Mnie w zaciekawienie. Wypuściłam powietrze z ust sunąc
delikatnie i powoli po rogu kartek. Otworzyłam ostrożnie oczy i rozejrzałam się
wokół chcąc dojrzeć kto na mnie patrzy. Nikogo nie dostrzegłam, nikogo kto by
mógł tak dziwnie na mnie patrzeć. Jednak to nieznane uczucie nadal tętniło w
mojej głowie.
Zamknąwszy
grubą książkę , zeskoczyłam z kamiennego siedziska po czym wolnym krokiem
ruszyłam wzdłuż parku znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Miałam ogromne
szczęście mieszkać w pobliżu tak pięknego miejsca jak ten park. Zawsze gdy
tylko przez moje ciało przemawiała złość, żal i agresja szłam właśnie tam, pod
wielki stary dąb. Tam mogłam się uspokoić, mogłam odpłynąć do zupełnie innego
świata i żyć w nim na tyle długo by choć przez chwilę poczuć się szczęśliwa i
kochana.
Usiadłam wygodnie i oparłam się o spróchniały pień drzewa. Zaczęłam wpatrywać
się w jezioro będące nieopodal miejsca gdzie właśnie się znajdowałam. Słońce
mieniło się wraz z czystą wodą, tworząc przepiękne i zarazem magiczne iskierki
które z łatwością współgrały z taflą wody.
- Piękne, prawda? –
usłyszałam nieco zachrypnięty głos po lewej stronie. Wzdrygnęłam na sam dźwięk
głosu nieznajomego mężczyzny. Spojrzałam w górę by dostrzec twarz owego
towarzysza którą z zresztą z trudnością ujrzałam. Ukucnął obok przykładając
sobie do ust elektronicznego papierosa a następnie subtelnie zaciągnął się nim
i wypuścił dym z ust tworząc idealnie wykształcone kółka.
- Nic nie jest piękne –
Odparłam obojętnie bez namysłu powracając do wcześniejszego obserwowania tafli.
Usłyszałam lekceważące parsknięcie.
- Pesymistka – Zaśmiał
się ponownie zaciągając. Opadł obok mnie całkowicie ignorując moje wrogie
spojrzenie jakie w tej chwili mu posyłałam. Nie miałam ochoty na rozmowę z kimś
takim jak On. Z kimkolwiek…
- Powierzchowny dupek –
syknęłam przez zaciśnięte zęby. Znów poczułam nieprzyjemne uczucie jakie
towarzyszyło mi pod blokiem. Nie byłam dokładnie przekonana do tego co jest
tego przyczyną, jednak wiedziałam iż nie powinnam kontynuować jakże
interesującej rozmowy z nieznajomym.
- Kto tu jest
powierzchowny… - wytknął i zaśmiawszy się, wypuścił z ust kolejne kółka
idealnie wyrzeźbione. Kątem oka spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko, przez
co złość jaką w sobie tłumiłam, zaczęła narastać.
- Słuchaj, nie obchodzi
mnie twoje zdanie. Nie prosiłam Cię abyś tutaj usiadł, więc łaskawie,
spierdalaj. – warknęłam uśmiechając się sztucznie w stronę nieznajomego.
- Zadziorna –
Stwierdził oblizując usta. – Lubię takie – dopowiedział nie odrywając wzroku od
tafli.
- Nie jestem
zainteresowana – Złość jaka wzrastała z każdą sekundą spędzoną w jego obecności
była bezbłędna. Nie wiele dzieliło mnie od prawdziwego wybuchu złości.
- Woah, woah… A czy ja
Ci dałem jakieś propozycje? Nie wydaję mi się… - pokręcił głową chcąc
potwierdzić swoje słowa. Czy on naprawdę nie zamierza stąd iść?
- A mi się nie wydaję
żeby była tutaj potrzebna w jakimkolwiek stopniu twoja obecność –
odpowiedziałam obojętnie ściskając skrawek książki. Czekałam cierpliwie na
moment w którym nieznajomy odejdzie i zostawi mnie samą, tak jak chciałam… Chociaż nie byłam do końca przekonana co do mojej
cierpliwości… Chłopak nic nie odpowiedział, zaśmiał się wręcz co jeszcze
bardziej drażniło moją osobę.
Zrezygnowana
wstałam i bez słowa ruszyłam w drogę powrotną, zostawiając tajemniczego bruneta pod drzewem. Mój oddech był nadal nierówny mimo pokonanej znacznie dużej
odległości od drzewa. Przechodząc na drugą stronę jezdni znów poczułam to
przykuwające uczucie które robiło potężną dziurę w moim ciele, gdzieś pod
sercem. Odwracając się za siebie i spoglądanie na boki chciałam dowiedzieć się
kto tak uparcie mi się przygląda. Intrygowało mnie to jeszcze bardziej, gdy
samo uczucie pozwoliło odpędzić całą złość z mojego ciała.
Powróciłam na swoje wcześniej zajmowane miejsce na skałach, po czym zdałam
sobie sprawę iż zapomniałam książki. Zostawiłam ją pod drzewem, samą z
irytującym Bóg wie kim. Westchnęłam będąc doskonale pewna iż już nie odzyskam
swojej własności. Skrzyżowałam stopy i wprawiłam je w ruch.
Czas stanął w miejscu. Nie obchodzili mnie już wszyscy. Wraz z zamknięciem
powiek, spróbowałam odsunąć się od teraźniejszości i utopić się w rzece
wyobraźni. Z każdą kolejną chwilą, wiatr jaki otulał moje ciało stawał się
coraz chłodniejszy i chłodniejszy… Nic nie widziałam, a nieznane uczucia cały
czas mi towarzyszyło. Było zupełnie mi obce, tajemnicze i takie… Ciekawe.
- Hej, Gaby. – z
rozmyśleń wyrwał mnie delikatny głos mojej najlepszej
przyjaciółki. Uśmiechnęłam się sztucznie po czym otworzyłam oczy i
spojrzałam na nią. Siedziała koło mnie dokładnie mi się przyglądając. Jej ciemno
brązowe, lekko faliste włosy bezwładnie opadały na jej szczupłe ramiona.
- Co tutaj robisz? –
zapytałam odwracając od niej wzrok.
- Szukałam Cię… -
usłyszałam jej wahający się, cichy głos. Uśmiechnęłam się pod nosem będąc
całkowicie pewna iż powoli dochodzi do niej fakt iż nie mam ochoty na
jakiekolwiek towarzystwo.
- Cóż… - kiwnęłam głową
przekręcając ją w stronę szatynki – Więc szukaj dalej. – wzruszyłam ramionami
układając usta w prostą linię.
- Nie bądź taka, Gab. –
Kate dotknęła mojej dłoni która spoczywała spokojnie na jednym z moich ud.
Wzdrygnęłam na jej dotyk a następnie trzepnęłam ręką chcąc pozbyć się zbędnego
dodatku.
- Jaka? – syknęłam
posyłając jej jeden z moich chłodnych spojrzeń. – No jaka? – zadawałam jej
pytania do skutku. Nie odpowiadała, milczała. Miałam wrażenie jakby powoli do
niej docierało iż nie jest mile widziana tutaj, teraz, obok.
- Taka oschła i odpychająca.
– jej ton stawał się coraz donośniejszy i zirytowany. No tak, zapomniałam że
ona nigdy nie da za wygraną…
- Masz problem, Panno
Collins. – warknęłam zeskakując z miejsca gdzie jeszcze wcześniej siedziałam.
- Nie, to ty masz
problem. I kurwa naprawdę mam dosyć już tych twoich humorków! – wrzasnęła na
tyle głośno że z pewnością połowa dzielnicy ją usłyszała.
Nic
nie odpowiedziałam, szłam dalej przed siebie kompletnie ignorując jej dalsze
przywoływania. Wyjęłam słuchawki z kieszeni szortów a następnie nałożyłam je na
uszy uprzednio podłączając kabelek do telefonu. Muzyka zaczęła zagłuszać
wszystkie moje myśli, przestałam słyszeć już jej głos, przestałam słyszeć
jakikolwiek dźwięk. Słyszałam tylko i wyłącznie melodię która zawsze pomagała
mi choć przez chwilę zatrzymać wyrzuty sumienia, odpędzała wszelkie problemy,
zmartwienia i pomagała się uspokoić. A wszystko to, sprawiała tylko jedna
jedyna piosenka do której miałam duży sentyment. Jak na złość a może i nie,
zawsze gdy byłam wytrącona z równowagi,
lub załamana, nawet nie musiałam odblokowywać telefonu. Jak na zawołanie,
włącza się jako pierwsza. Czasem nawet zastanawiam się czy nie była ostatnią
której słuchałam poprzednim razem… To był jeden z wielu sposobów na uspokojenie
mnie.
Słońce
powoli zaczęło zachodzić, zmieniając swą jasno-żółtą barwę w nieco ognistą i
ciemniejszą. Zawsze uważałam iż właśnie w tych momentach słońce najbardziej
grzeje. Będąc małą dziewczynką gdy mama czytała mi bajki na dobranoc, lub
opowiadała jedną z wielu, zawsze gdy spoglądałam na klosz w kształcie słońca,
który był umocowany na ścianie przy której było dostawione moje łóżko
zastanawiałam się czy słońce też jak ja czy inne dzieci idzie spać o 20:00… Za
każdym razem mama przy pocałowaniu mnie w czoło mówiła mi iż ono jest takie jak
każdy z nas, zgaśnie wtedy kiedy skończy się jego czas… Nie jestem pewna czy
mówiła o tym na poważnie czy też nie, biorąc pod uwagę wiek planety na której
mam przyjemność żyć, zresztą nie tylko ja.
Zbliżając
się do miejsca gdzie po raz ostatni trzymałam książkę zdałam sobię sprawę iż
moje przypuszczenia co do odzyskania jej stały się o wiele mniejsze niż były na
początku. Ukucnęłam przy miejscu gdzie siedziałam nie tak dawno i delikatnie
przejechałam dłonią po ziemi z nadzieją iż prawdopodobnie tutaj gdzieś jest,
tylko mój wzrok stał się o wiele słabszy niż na to wyglądał… Nie było jej, jej
ani tego wkurwiającego gościa który dotrzymywał mi towarzystwa przez chwilę, do
momentu aż zdecydowałam się odejść od niego jak najdalej. Opadłam bezsilna i
schowałam twarz między kolanami. Oplątując nogi obiema rękoma westchnęłam
ciężko szybko pokręcając głową. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli iż książka,
jedyna książka która pozostała mi po mamie, przepadła tylko i wyłącznie przez
moją nieuwagę, niezdarność i złość…
Powoli
podniosłam głowę a następnie z zaciśniętymi powiekami oparłam się o korę
starego dębu. Wypuściłam gwałtownie powietrze z płuc modląc się w duchu by złe
wspomnienia jak pyłek zdmuchnięty z pąku
kwiatów wyleciały nie pozostawiając po sobie niczego. Wyjęłam słuchawki a następnie
złożywszy je schowałam do tylnej kieszeni szortów. Zaczęłam wsłuchiwać się w
szmery i śpiewy ptaków które o dziwo pięknie śpiewały. Zazwyczaj dźwięki jakie
z siebie wydobywały, bardzo mnie irytowały i drażniły, jednak tym razem było
inaczej…
Super notka ;* Ciekawi mnie, czy Gaby odzyska książkę ;* Trzymaj tak dalej, bo opowiadanie jest bardzo realne ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie! www.my-aggro-story.blogspot.com
Masz naprawdę fajny styl pisania. Podoba mi się ;>
OdpowiedzUsuńZapraszam również do mnie: http://polmrok.blogspot.com/
Dzięki, zajrzę na pewno ;)
UsuńZaj*biste !! Berry Kocham cię ! ♥
OdpowiedzUsuń