Nie miałam bladego pojęcia gdzie podział się miniony poniedziałek, wtorek, środa, czwartek i nieszczęsny piątek. Tych dni jakby w ogóle nie było, straciłam poczucie czasu. Przez ostatnie dnie nie opuszczałam terenu swojej posesji. Nie chodziłam do szkoły ze względu na moją ranę na szyi. Byłam wręcz przekonana iż jeżeli ktoś by w szkole zauważył to, na pewno w grę wkroczyłaby policja a ja nie miałabym jakiegokolwiek wyjaśnienia na to co mi się stało w szyję. Bo przecież zwykłe „ kroiłam owoce” nie przejdzie. Wszyscy by pomyśleli że jestem bardziej dziwna niż myśleli. Gdzie ja owoce kroję? Na szyi? Bez wahania zabrali by mnie do szpitala na oddział psychiatryczny.
Przez całe dnie siedziałam w pokoju, albo wychodziłam na taras. Nie byłam zupełnie sama, mimo iż na następny dzień kiedy już wróciłam do domu, ciocia musiała wrócić do siebie. Nawet nie czułam się sama, w pewnym sensie chociaż i to uczucie ciągle mi towarzyszyło. Nawet jeśli nie miałam pojęcia jak czas potrafi szybko lecieć, spędziłam go jak najlepiej potrafiłam w towarzystwie mojego nowego sąsiada – Harrego. Okazał się być naprawdę mądrym, pełnym życia chłopcem. Znaleźliśmy swój wspólny język, nawet jeśli dzieliła nas mała różnica wieku. Poznaliśmy się lepiej, nadal to robimy. Człowieka nie można w zupełności poznać od tak, po samym pstryknięciu palcami. Nie dopytywał się o moją ranę na szyi, wiedział że nie mam ochoty o tym mówić i szanował moją wolę, za co byłam mu bardzo, naprawdę bardzo wdzięczna. Zaczęłam darzyć go zaufaniem, i chyba też na odwrót i jestem pewna że jeszcze przez długi, naprawdę długi czas pozostaniemy w dobrych stosunkach. W jego towarzystwie czuję się naprawdę dobrze, mogłabym nawet przyznać że czułam się przy nim prawie tak samo bezpiecznie jak przy Andim.
Andy. Cały czas zakrzątał mi głowę. Nie było chwili abym nie pomyślała o nim, co robi, czy też zastanawia się co ja robię i czy powinnam go przeprosić. W gruncie rzeczy, to co mu powiedziałam w pewnym sensie było prawdą. Gdyby nie on, nic by mi się nie stało i to jest prawda. Ale byłam też świadoma tego że przesadziłam. Wcale nie było tak że go nienawidzę i żałuję że go poznałam. Byłam na niego wściekła, byłam zmieszana o oszołomiona jego zachowaniem. Chociaż też doskonale go rozumiałam, bo w sumie jakby coś stało się komuś na kim mi zależy, bądź go kocham również tak bym się zachowała jak on.
Szczerze mówiąc, nie dawał mi spokoju. Mimo iż Andiego nie było tu od momentu kiedy wysiadłam z jego auta, czułam się nękana. Czułam się okropnie z tym jak go potraktowałam, a moje poczucie winy już nie jeden raz sprawiało iż brałam do ręki telefon z chęcią wykręcenia numeru do jego domu. Ale zawsze coś, albo ktoś mi w tym przeszkadzał, no dobra… nie oszukujmy się, za każdym razem kiedy docierałam do punktu kulminacyjnego cała pewność siebie i odwaga ulatywały w zapomnienie i rezygnowałam. Jestem słaba, jestem tchórzem który boi się brać odpowiedzialność za własne czyny.
Nie jeden raz miałam ochotę pójść do Andiego, przeprosić i poczuć go blisko. Nawet jeśli obudziłam się z tą myślą w środku nocy, miałam niewyobrażalną ochotę być przy nim i błagać o to by wybaczył mi to co mu powiedziałam bez przemyślenia.
- Twój ruch – usłyszałam wesoły głos Harrego siedzącego tuż przede mną. Zwróciłam się do niego z powrotem i mrugnęłam kilka razy próbując sobie przypomnieć co jeszcze chwilę temu robiłam. Pogrążenie w myślach odsunęło całą mnie od rzeczywistości. Spojrzałam na planszę która była postawiona między nami na trawie i ponownie wróciłam wzrokiem na Harrego. Uśmiechał się w podejrzany sposób a kiedy znów wróciłam wzrokiem na planszę i na ustawione pionki, zmarszczyłam czoło.
- Oszukiwałeś! – krzyknęłam szturchając go w ramię, Harry tylko roześmiał się żywo pocierając „bolące” miejsce.
- Wcale nie! Po prostu… miałem ruch i poszedłem dwa razy, bo ty jakoś przez moment nie byłaś tutaj… - mruknął krzyżując ręce na piersiach – Czemu po prostu do niego nie zadzwonisz i się z nim nie spotkasz? – Zapytał wywiercając we mnie dziurę. Uśmiechnęłam się do niego słabo wyobrażając sobie to jak podchodzę do Andiego, przepraszam go i zostaję odtrącona. – Miałaś prawo się na niego wkurzyć… On też miał prawo na ciebie naskoczyć, znaczy… - zaciął się widząc mój zimny wzrok, podrapał się po tyle głowy i uśmiechnął się przepraszająco – Nie wiem jak było i co się stało… Ale chyba raczej powinnaś się do niego odezwać…
- Gaby, masz gościa – Zza moich pleców pojawiła się postać mojego ojca. Odwróciłam się na dźwięk jego głosu a wtedy obok niego stanął nie kto inny jak Kate. Zmarszczyłam czoło zastanawiając się co tu robi. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko czekając aż Tata zniknie za rozsuwanymi, szklanymi drzwiami tarasowymi.
- Co ty tu robisz? – zapytałam zaskoczona jej obecnością. Kate stała w miejscu i patrzyła na mnie nie odwracając wzroku ani na sekundę. Wyglądała na nieco zagubioną i niepewną swojej obecności tutaj. Jakby miała wrażenie że nie chce jej tutaj.
Ale czy tak naprawdę jej tu nie chciałam? Owszem, chciałam. I to bardzo, chciałam się z nią pogodzić i znów mieć przy sobie przyjaciółkę, nie ważne co by zrobiła. Dla mnie zawsze będzie ważna, mimo świństw i uprzedzeń jakie miała ze sobą w zanadrzu. Nikt się nie odezwał. Nawet zdołałam na moment zapomnieć o znajdującym się niedaleko Harrym który z pewnością z zaciekawieniem obserwował całą zaistniałą sytuację. Powoli podniosłam się z miejsca i całkowicie odwróciłam się w stronę Kate. Jej niepewność jakby wzrosła wraz z moim ruchem. Uśmiechnęłam się do niej szczerze, jak tylko potrafiłam a wtedy w jej oczach zobaczyłam wielką ulgę. Podeszłam do niej szybkim krokiem i zawiesiłam na niej swoje ręce tuląc się do niej najbardziej jak tylko potrafiłam. Przez moment była oszołomiona tym co robiłam, jednak po jakimś czasie odwzajemniła uścisk z cichym jednak doskonale dla mnie słyszalnym szlochem.
- Tak strasznie Cie przepraszam – Odezwała się cicho ściskając mnie jeszcze bardziej, tysiące myśli przepływało przez moje ciało i umysł. Wszystkie wydarzenia w ostatnim czasie, wszystkie rozmowy z Kate zaczęły wirować w mojej głowie. Zamknęłam oczy próbując powtórzyć mgliste wspomnienie którego nie zdołałam zapamiętać ale ono jednak miało miejsce, i nawet całkiem nie dawno. Uratowałeś moją przyjaciółkę, będę Ci za to wdzięczna do końca życia. Otworzyłam oczy pewna tego co robię.
- Ja też Cię przepraszam. – odpowiedziałam jej równie cicho – Nie powinnam była mówić Ci tych wszystkich rzeczy…
- Należało mi się, Gaby, i szczerze mówiąc, miałaś co nieco racji w tym. – zaśmiała się lekko odsuwając się ode mnie. Teraz, patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem na ustach którego nie było sposób nie odwzajemnić. Odsunęłam się całkowicie słysząc charakterystyczne odchrząknięcie Harrego przypominającego że nadal tu jest. Spojrzałam na niego i wyciągnęłam w jego stronę dłoń, tak by podszedł bliżej.
- A więc, poznaj mojego nowego, wcale nie denerwującego, uroczego sąsiada – Harrego. Harry, to jest Kate. – Przedstawiłam ich sobie wymachując ręce w tą i w tamtą stronę.
- Gaby wiele mi o tobie opowiadała, zresztą nie tylko… - zaśmiał się mrugając okiem podczas gdy uścisnął z szatynką dłoń. Dziewczyna odwzajemniła jego gest z naprawdę niezwykłą gracją.
- Miło mi Cię poznać, Harry. – powiedziała uśmiechając się szczerze do mnie i do niego.
Kiedy już wszyscy się ze sobą poznali, wspólnie usiedliśmy w kółku i od nowa zaczęliśmy grać w monopol. Jeżeli mam być szczera, to brakowało mi takich chwil. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnim razem z kimś grałam w jakieś gry. Co jakiś czas każde z nas wybuchało niepohamowanym śmiechem na żart wypowiedziany przez któreś z nas. Mimo że Kate dopiero poznała się z Harrym, widać było że czuje się w jego towarzystwie naprawdę dobrze, to samo mogę powiedzieć o drugiej stronie.
- A dlaczego gracie bez Andiego? – Szatynka zapytała znienacka kierując się w moją stronę. Spojrzałam na nią krzywo próbując wymyślić jakąś godną do użycia wymówkę. – Tylko nie wymyślaj! – ostrzegła patrząc na mnie podejrzliwie. No to mnie ma…
- Andy… On… - zaczęłam nieskładnie
- Pokłócili się – Harry odezwał się po chwili ze znajomym kaszlem podczas wypowiadania tych słów. Spojrzałam na niego groźnie a on w odpowiedzi uniósł ręce w geście obrony.
- O co się pokłóciliście? – zapytała mnie przyglądając się uważnie mojej twarzy. Wzruszyłam ramionami. – No… Mi możesz powiedzieć, jesteśmy przyjaciółkami…
- O nic, po prostu tak wyszło… - mruknęłam odwracając wzrok od natarczywych oczu Kate.
- Nie tak wyszło tylko powiedziałaś za dużo i masz tego konsekwencje… - wyjaśnił Harry powodując iż do mojego serca znów wkroczyły wyrzuty sumienia, bardzo duże wyrzuty sumienia…
- A ja myślałam że nie ma sposobu aby Andy się od ciebie odkleił… - odparła ze słyszalnym wahaniem. – Ta jego chęć chronienia Cię… I ta jego pewność kiedy mówił twojemu Ojcu że Cię odnajdzie całą i zdrową… Co ty mu tak właściwie powiedziałaś? – zapytała prosto z mostu wywiercając dziury w moim ciele swoimi dociekliwymi oczami.
- Przepraszam na chwilę. – Harry nagle wstał i gestykulując rękami wszedł do środka zapewne szedł do toalety albo po coś do picia…
- No więc? Teraz mi możesz powiedzieć… - Kate przysunęła się bliżej mnie, tak aby zmusić mnie do spojrzenia na nią.
- Powiedziałam mu że gdybym go nie poznała, nikt by mnie nie porwał… - mruknęłam ciszej, tak by Harry nie usłyszał. Chociaż to było trochę chore, bo poszedł do domu, a jakbym normalnie powiedziała również by nic nie usłyszał, nawet jeśli by nie wiem jak bardzo starał się podsłuchać. – I że go nienawidzę…
- W skrócie, obwiniłaś go o to wszystko… Tak? – zapytała czekając na moją odpowiedź. Kiwnęłam niepewnie głową a Kate zmarszczyła czoło – Przecież ty go lubisz… - odparła z wyrzutem wyczuwalnym w głosie – Uratował Ci życie… Dlaczego tak mu powiedziałaś?
- Bo mnie wkurzył… Zaczął na mnie krzyczeć, próbował się dowiedzieć dlaczego poszłam tam tak późno… No i wykrzyczałam mu to wszystko, wtedy pozwolił mi wysiąść i wróciłam do domu… - Powiedziałam wzdychając na końcu.
- Ale wiesz że w pewnym sensie zrobił dobrze? Od razu powinnaś dostać od każdego po kolei opierdol za to że tak późno szwendałaś się po takich miejscach… Nawet jeśli miałaś rację co do tego że gdybyś go nie poznała nic by się nie wydarzyło, nie powinnaś mu tego od tak po prostu mówić. I nie dokładając w dodatku jeszcze że go nienawidzisz czego w ogóle nie ma bo go lubisz… On na pewno zdawał sobie sprawę z tego że przez niego Cię porwali… Ale uratował twój zasrany tyłek Gaby! Kurwa mać kiedy ty zaczniesz pierw myśleć zaczym cokolwiek powiesz? – uniosła się wyrzucając ręce w powietrze. Nic nie odpowiedziałam. Po prostu spuściłam głowę i zaczęłam analizować to co właśnie Kate mi powiedziała. Miała rację, i szczerze mówiąc miałam ochotę w tej chwili wstać i pojechać do Mamy i przeprosić Andiego za to co powiedziałam.
- Ugh, nienawidzę Cię! – uderzyłam Kate w ramię wywołując u niej śmiech.
- Ja Ciebie też kocham! – zaśmiała się przytulając mnie do siebie. Zaśmiałyśmy się obie słysząc oburzony warkot Harrego niedaleko nas.
- A ja to co? – zapytał urażonym głosem krzyżując ręce na piersiach ukazując jednocześnie swoją umięśnioną klatę. Przygarnęłyśmy go do siebie a następnie wszyscy razem ryknęliśmy głośnym śmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz