niedziela, 15 września 2013

11. Let me breathe...


S
iedząc skulona na jednym z tarasowych krzeseł, schowana w ciepłym, beżowym kocu obserwowałam budzące się do życia miasto. Tej nocy nie mogłam zmrużyć oczu. Cały czas przez mój umysł przepływały słowa Mamy. Mimo mijającego czasu, nie potrafiłam odnaleźć odpowiedzi na zadane przeze mnie pytania. Nawet nie przypuszczałam że Londyn wygląda tak pięknie gdy słońce wschodzi. Przepiękne barwy, mieszające się ze sobą dodają uroku tych chwil pokrywające różnorodne barwy ptaków latających wysoko na niebie.

Zostałam zaproszona na obiad do domu Mamy. Czas leciał nieubłaganie szybko, a moje nerwy stawały się coraz bardziej widoczne. Świadomość iż to co mama zrobiła tylko i wyłącznie dla jakiegoś innego mężczyzny zmieniała całą sytuację, moje zdanie co do niej. Nie byłam pewna czego się spodziewać, przecież praktycznie jej nie znałam. Z dzieciństwa mało ją pamiętałam. A jakby tak spojrzeć, minęło sporo czasu. Opuściła nas gdy dopiero zaczęłam chodzić do szkoły podstawowej, i wróciła niedługo przed tym jak miałam wstąpić do kręgów ludzi dorosłych. Po raz pierwszy zaczęłam analizować kilka wyjść z tej sytuacji. Pierwsza była nieco przerażająca i pełna odwagi: Pójść tam i choćby nie wiem jak było, udawać że jest dobrze. Druga, ta mniej przerażająca i ta która najbardziej mnie przekonuje: Wymyślić jakieś kłamstwo, i nie pójść. Zamknąć się w pokoju do końca roku i nie wychodzić z niego dopóki nie ONA nie zniknie. Za swoimi plecami usłyszałam szelest rozsuwanych drzwi oraz stawiane bose stopy po płytkach. Było wcześnie, a tata już wstał.

- Powinieneś wcześniej wstawać, wschód słońca naprawdę wygląda pięknie. – odezwałam się zapewne zaskakując go. Byłam pewna że w tej chwili marszczył czoło.

- Masz niezwykły słuch, Gaby. – Usiadł na sąsiednim krześle, trzymając w rękach dwie gorące czekolady. Wyciągnął jeden z kubków w moją stronę.

- Po prostu jak spędzasz dużo czasu w nienagannej ciszy, potrafisz dostrzec takie rzeczy. – Odparłam wzruszając ramionami. Odebrałam kubek od Taty i zatopiłam wargi w czekoladzie. Przymknęłam powieki napawając się aromatem czekolady.

Zerknąwszy na zegarek w telefonie, odkryłam się i wstałam z miejsca. Uśmiechnęłam się lekko do taty i wróciłam do pokoju. Tam, odstawiłam wypity kubek na biurko i podeszłam do szafy z której wyciągnęłam ubrania i poszłam do łazienki wziąć prysznic i przygotować się do kolejnego dnia w szkole.

Co chwila zerkałam na zegarek w telefonie. Czas naprawdę szybko leciał a moje obawy zdawały się być coraz bardziej realne. Ganiłam siebie za to że mimo otrzymanej szansy dowiedzenia się wszystkiego na temat rozstania rodziców, nie skorzystałam z niej. Byłam na siebie wściekła. Nie wiedziałam czy dobrze robię idąc na ten obiad.  W końcu miałam poznać nową rodzinę mojej mamy, no… W sumie po części moją również. Głośno przełknęłam ślinę wyobrażając sobie moje nowe rodzeństwo. Potrząsnęłam głową próbując wymazać z głowy niepotrzebne a zarazem nieprzyjemne myśli. Nie chciałam mieć nowej rodziny, nie chciałam mieć denerwującego rodzeństwa. Chciałam żeby było tak jak jest.

W tej chwili nie rozumiałam siebie. Przecież gdyby mama się teraz nie pojawiła, naprawdę nigdy w życiu bym sobie nie wyobrażała swojej nowej rodziny. Nawet jeśli wiele razy sobie wyobrażałam jak teraz wygląda i jakby wyglądało nasze życie po jej pojawieniu się. Nigdy bym nie pomyślała że sobie kogoś znajdzie, wymieni mnie i Tatę na lepsze modele…

- Dobrze się pani czuje, Panno Evans? – Nagle przed moją ławką pojawiła się nauczycielka. Zamrugałam kilka razy wpatrując się w nią. Jej twarz wyglądała na zaniepokojoną i zmartwioną. – Jest pani bardzo blada. – zauważyła kręcąc głową. Westchnęła głośno. – Może niech pani pójdzie do sekretariatu? Pielęgniarki już nie ma o tej porze. – Zaproponowała wywiercając we mnie spojrzenie. Kiwnęłam głową pospiesznie uśmiechając się lekko. Wstałam z miejsca i zaczęłam chować książki do torby. Słyszałam jeszcze jak coś do mnie mówi, ale nie wiem co. Nie skupiałam się akurat na tym. W tym momencie liczyło się tylko to bym opuściła miejsce gdzie najzwyczajniej w świecie się duszę. Zdezorientowana przebiegłam wzrokiem po całej Sali, i kiedy zauważyłam w środkowym rzędzie JEGO wpatrującego się we mnie nieobecnym wzrokiem moje ciało zostało pozbawione jakiejkolwiek energii. Nie miałam siły wykonać kroku, a co więcej odwrócić się. Zdałam sobie sprawę że dzisiejszego dnia ani razu nie zamieniłam z Andim słowa tym bardziej nie minęłam się z nim. Do tej pory nawet nie widziałam go. A może go widziałaś ale byłaś za bardzo zamyślona? Och, zamknij się. Potrząsnęłam lekko głową odważając się na ruszenie w stronę drzwi. Przez całą drogę do drzwi, czułam jak śledzi każdy mój krok. Odetchnęłam głęboko gdy znalazłam się na cichym i opustoszałym korytarzu. Miałam wrażenie jakby ktoś właśnie w tej chwili pozwolił mi oddychać.

Mijając woźne pośpiesznie pchnęłam drzwi wybiegłam przed budynek szkoły. Odetchnęłam świeżym powietrzem kierując się wolnym krokiem w stronę domu. Okolica jaką mijałam była bardzo spokojna. Bez problemu mogłam usłyszeć moje regularne bicie serca i spokojny oddech. Popełniasz błąd, nie idź tam. Potrząsnęłam energicznie głową kiedy tylko moje wewnętrzne ja dało o sobie znać. Potrząsnęłam nią, ale nie wymazałam słów, ciągle dudniły mi w głowie jako znak ostrzegawczy. Coś w tym było. Bałam się pójść tam. Nie potrafię od tak zapukać, szeroko się uśmiechnąć i udawać że jest dobrze. Nie chcę tam pójść, chcę jej dać godną przechwycenia wymówkę aby nie iść. Źle się czułam, może to stres? Nerwy przed poznaniem nowej rodziny mamy? A co jeśli mnie nie polubią? Przecież to oczywiste kiedy mama mówiła „przyjaciel”  przecież to oczywiste że nie miała tego znaczenia rzecz jasna na myśli.

Przekraczając próg mieszkania zmarszczyłam czoło na dźwięk rozmowy prowadzącej z salonu. Ktoś był w domu i to nie była jedna osoba. Podeszłam bliżej po drodze ściągając trampki. Przystawiłam ucho do przymkniętych drzwi i spróbowałam usłyszeć kawałek rozmowy.

- Ona mi ją zabierze z zimną krwią a ja kompletnie nie wiem co robić. – usłyszałam załamany głos Taty.

- Spokojnie Gordonie, na pewno jest jakiś sposób, Gabrielle jest mądrą dziewczynką na pewno Cię nie opuści. – Zmarszczyłam jeszcze bardziej czoło próbując skojarzyć drugi głos. Był kobiecy i wydawała się starsza od Taty. – Przecież nawet jej nie zna a na płonący ogień na pewno nie stanie.

Odeszłam od drzwi i podeszłam pod te frontowe. Otworzyłam je cicho wyglądając na zewnątrz. Na podjeździe stały dwa samochody. Taty i… Zaraz, co tu robi… Ciocia Lily? Zamknęłam drzwi, tym razem trzaskając nimi. Zza framugi drzwi salonowych, wyjrzał Tata z Ciocią. Zmarszczyłam czoło zerkając na kobietę.

- Już skończyłaś lekcje? – Tata zapytał pocierając czoło ręką. Pokręciłam głową ruszając we stronę schodów. – Gaby…

- Nie pojadę tam! Nie chce! – odkrzyknęłam otwierając drzwi na pierwszym piętrze od mojego pokoju. Trzasnęłam nimi i przekręciłam kluczyk. Oparłam się o drzwi i zamknęłam oczy. Nie rozumiałam nic z tej rozmowy Taty i Cioci Lily. Tym bardziej, nie wiedziałam po co tu przyjechała. Zaczęłam zastanawiać się nad powodem jej przyjazdu. Od tak by nie jechała tutaj z tak daleka. Odepchnęłam się od drzwi podchodząc do nocnego stolika na którym leżała lampka, i dwie ramki. Na jednym zdjęciu byliśmy wszyscy. Cała nasza trójka, kiedy jeszcze miałam siedem lat. Na drugim natomiast, byłam ja z tatą. Drugie zdjęcie było robione o wiele później niż to pierwsze. Było robione w tamtym roku. Pamiętam jak bardzo nie chciałam tego zdjęcia, nie lubiłam i nadal nie lubię być fotografowana. Wzięłam obydwie fotografie do rąk i przyglądałam im się szukając różnic. I je dostałam. Miałam je tak bardzo widoczne. Od małego miałam zdolności rozpoznawania mimik twarzy. Potrafiłam odróżniać szczere uśmiechy od tych fałszywych, wymuszonych. I oto były. Dwie na pozór takie same fotografie, jednak na jednej wszystko wyglądało sztucznie. Może z wyjątkiem jednego szczególiku – mnie. Usiałam na łóżku nadal wpatrując się w różnice. Na tym zdjęciu na którym byliśmy wszyscy aż biło nieporozumieniem. Odłożyłam tą fotografię na pościel, a drugą musnęłam opuszkami palców drugiej ręki. Czy to możliwe że już wtedy było inaczej? Zdecydowanie, Sherlocku. Warknęłam do siebie pełna frustracji. Chwyciłam obie fotografię do rąk i odstawiłam je na miejsce. Siedziałam na skrawku łóżka wpatrując się ślepo w czyste ściany przez dłuższy czas, do momentu kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam na nie, nie wysilając się zbytnio. Wzrok nadal miałam nieobecny a myślami byłam głęboko gdzieś między rozpadnięciem się naszej rodziny. Kiedy pukanie zabrzmiało po raz trzeci, podeszłam do drzwi i przekręciłam kluczyk, następnie ruszyłam z powrotem do łóżka na którym tym razem się położyłam tyłem do drzwi zostawiając je do otwarcia samej osobie która stała za nimi.

- A ty jeszcze nie gotowa? Zaraz mama przyjedzie. – Usłyszałam wesoły głos Cioci Lily. Zamknęłam oczy i ścisnęłam je tak mocno, aż jedna pojedyncza łza spłynęła po lewym policzku. Poczułam jak łóżku pod jej ciężarem delikatnie się zapada. – Rozumiem że potrzebujesz mojej pomocy? Na pewno chcesz wywrzeć dobre wrażenie na…

- Mojej nowej rodzinie… To chciałaś powiedzieć? – zapytałam nie poruszając się. Miałam wrażenie jakbym właśnie pozbawiła ją powietrza.

- Co ty mówisz? Ty masz już rodzinę. – Ciocia Lily wydawała się nadzwyczaj spokojna. Poczułam jak dotyka mojego ramienia i pociera nim delikatnie.

- Dlaczego rodzice się rozstali? – zapytałam podnosząc się gwałtownie i odwracając w stronę Cioci Lily. Otarłam ręką mokre policzki.

- Nie odpowiem Ci na to pytanie. Musisz zapytać samych zainteresowanych. – Odpowiedziała posyłając mi ciepły uśmiech. – No, a teraz wstawaj szybciutko i pokazuj to co masz. – Zaśmiała się wstając z miejsca. Podążyłam za nią do szafy i rozsunęłam drzwi. Przez jakiś czas, przyglądałam się jak bardzo jest skupiona na wybraniu dla mnie odpowiedniej sukienki. Po chwili podała mi ubranie z szeroko uśmiechniętą buzią i wepchnęła mnie do łazienki.

Wyszłam z łazienki ubrana w wybraną sukienkę a w pokoju czekała Ciocia z tatą u boku. Jego twarz wydawała się nie być obecna tutaj. Była gdzieś daleko, zupełnie tak jak moja jeszcze przed zapukaniem Cioci Lily. Wraz z chwilą kiedy spojrzał na mnie, do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka do drzwi. Już tu była.

- Pójdę otworzyć – Ciocia Lily gwałtownie wstała i pobiegła na dół zostawiając mnie z tatą. Usiadłam obok niego i bez słowa przytuliłam się. Miałam wrażenie jakby wszystko inne było mniej ważne. Miałam tyle pytań do niego w zanadrzu, jednak nie wiedziałam jak zadać jakiekolwiek.

- Nie będzie tak źle, polubią Cię. – usłyszałam głos taty tuż przy uszach. Ścisnęłam mocniej powieki czując jak moje ciało ogarnia powoli panika. – Idź i bądź sobą. – dodał odsuwając mnie od siebie. Uśmiechał się. Wiedziałam że to nie był szczery uśmiech. Znam go. Wstałam i ruszyłam do drzwi kiedy usłyszałam wołanie Cioci Lily. Zawiesiłam przez ramię moją torbę i zeszłam na dół. Przywitałam się i po krótkiej wymianie zdań Rodziców i Cioci Lily, razem z mamą udałam się do jej samochodu.

Usiadłam na przednim siedzeniu tuż obok Mamy i odwróciłam twarz w stronę naszego mojego domu. Uśmiechnęłam się lekko kiedy zobaczyłam w drzwiach machającą ciocię i Tatę. Odmachałam im lekko. Mama odpaliła silnik i cofnęła samochód, tak by zaraz znalazł się na głównej drodze. Następnie ruszyła w stronę domu. Z każdą kolejną sekundą miałam wrażenie jakby moje życie ulatywało niewiadomo dokąd. Serce stawało się coraz bardziej szybsze i głośniejsze. A kiedy Mama zatrzymała się na jednym z podjazdów miałam wrażenie że wali mi tak bardzo, że aż cała okolica je słyszy. Przełknęłam ślinę gdy pociągnęłam za drzwiczki. Kiedy stanęłam na czerwonej kostce, miałam wrażenie że zostałam pozbawiona powietrza. Kiedy otworzyła drzwi od domu i gestem ręki poprosiła bym weszła pierwsza, czułam jak nogi powoli zamieniają mi się w watę cukrową.  Zdjęłam buty i torebkę a następnie ruszyłam za Mamą do salonu gdzie na jednej z kanap siedział mężczyzna. Kiedy zobaczył nas, od razu wstał z miejsca i klepnął drugiego, następnie podszedł do mnie i podał mi rękę.

- Jest mi ogromnie miło Cię poznać, Patrick Brown. – podając mi rękę posłał mi ciepły uśmiech. Uścisnęłam ją i zatrzymałam się na jego nazwisku. Znałam je. – Dianna wiele nam o tobie opowiadała. – uśmiechnął się szeroko zabierając dłoń. Wtedy Drugi mężczyzna powoli wstał z miejsca. Wydawał się przemęczony i tak samo zdenerwowany jak ja, mimo że nie widziałam jego twarzy. Miał lekko pokręcone, krótkie włosy i wyrzeźbioną sylwetkę. Wpatrywałam się w jego umięśnione ramiona które skrywał pod beżową koszulą. Kiedy odwrócił się przodem i stanął obok przyjaciela mamy, miałam wrażenie jakby wszystko co znajdowało się wokół przestało istnieć. Poczułam jakby ktoś właśnie wbił mi ostry nóż prosto w sam środek serca. Mój oddech zaczął drżeć a nogi były jeszcze bardziej miękkie. Przestałam oddychać. Oto on, stał przede mną. 




~*~*~

Hej :)
No więc, jak obiecałam, dodaję nowy rozdział :D Jestem ciekawa waszych opinii, jest mi o wiele łatwiej, ponieważ mam już kilka rozdziałów do przodu na tym blogu tak więc szykujcie się na następne rozdziały, bo... BĘDZIE SIĘ DZIAŁO :D
Pamiętajcie aby wchodzić na mojego nowego bloga na którym już pojawił się "prolog"! :)

http://hear-my-last-whisper.blogspot.com/
trzymajcie sie dzióbki :*

2 komentarze:

  1. mega! będę częsciej odwiedzac!

    zapraszam: http://jasia-jasiaa.blogspot.com/ :*

    OdpowiedzUsuń
  2. ty juz wiesz ze piszesz pięknie kurde i każdy inny tak powie <3

    OdpowiedzUsuń