S
|
iedząc skulona na
jednym z tarasowych krzeseł, schowana w ciepłym, beżowym kocu obserwowałam
budzące się do życia miasto. Tej nocy nie mogłam zmrużyć oczu. Cały czas przez
mój umysł przepływały słowa Mamy. Mimo mijającego czasu, nie potrafiłam
odnaleźć odpowiedzi na zadane przeze mnie pytania. Nawet nie przypuszczałam że
Londyn wygląda tak pięknie gdy słońce wschodzi. Przepiękne barwy, mieszające
się ze sobą dodają uroku tych chwil pokrywające różnorodne barwy ptaków
latających wysoko na niebie.
Zostałam zaproszona na obiad do domu Mamy. Czas
leciał nieubłaganie szybko, a moje nerwy stawały się coraz bardziej widoczne.
Świadomość iż to co mama zrobiła tylko i wyłącznie dla jakiegoś innego
mężczyzny zmieniała całą sytuację, moje zdanie co do niej. Nie byłam pewna
czego się spodziewać, przecież praktycznie jej nie znałam. Z dzieciństwa mało
ją pamiętałam. A jakby tak spojrzeć, minęło sporo czasu. Opuściła nas gdy
dopiero zaczęłam chodzić do szkoły podstawowej, i wróciła niedługo przed tym
jak miałam wstąpić do kręgów ludzi dorosłych. Po raz pierwszy zaczęłam
analizować kilka wyjść z tej sytuacji. Pierwsza była nieco przerażająca i pełna
odwagi: Pójść tam i choćby nie wiem jak było, udawać że jest dobrze. Druga, ta mniej przerażająca i ta która najbardziej mnie przekonuje: Wymyślić jakieś
kłamstwo, i nie pójść. Zamknąć się w pokoju do końca roku i nie wychodzić z
niego dopóki nie ONA nie zniknie. Za swoimi plecami usłyszałam szelest
rozsuwanych drzwi oraz stawiane bose stopy po płytkach. Było wcześnie, a tata
już wstał.
- Powinieneś wcześniej wstawać, wschód słońca
naprawdę wygląda pięknie. – odezwałam się zapewne zaskakując go. Byłam pewna że
w tej chwili marszczył czoło.
- Masz niezwykły słuch, Gaby. – Usiadł na sąsiednim
krześle, trzymając w rękach dwie gorące czekolady. Wyciągnął jeden z kubków w
moją stronę.
- Po prostu jak spędzasz dużo czasu w nienagannej
ciszy, potrafisz dostrzec takie rzeczy. – Odparłam wzruszając ramionami.
Odebrałam kubek od Taty i zatopiłam wargi w czekoladzie. Przymknęłam powieki
napawając się aromatem czekolady.
Zerknąwszy na zegarek w telefonie, odkryłam się i
wstałam z miejsca. Uśmiechnęłam się lekko do taty i wróciłam do pokoju. Tam,
odstawiłam wypity kubek na biurko i podeszłam do szafy z której wyciągnęłam
ubrania i poszłam do łazienki wziąć prysznic i przygotować się do kolejnego
dnia w szkole.
Co chwila zerkałam na zegarek w telefonie. Czas
naprawdę szybko leciał a moje obawy zdawały się być coraz bardziej realne.
Ganiłam siebie za to że mimo otrzymanej szansy dowiedzenia się wszystkiego na
temat rozstania rodziców, nie skorzystałam z niej. Byłam na siebie wściekła.
Nie wiedziałam czy dobrze robię idąc na ten obiad. W końcu miałam poznać nową rodzinę mojej
mamy, no… W sumie po części moją również. Głośno przełknęłam ślinę wyobrażając
sobie moje nowe rodzeństwo. Potrząsnęłam głową próbując wymazać z głowy
niepotrzebne a zarazem nieprzyjemne myśli. Nie chciałam mieć nowej rodziny, nie
chciałam mieć denerwującego rodzeństwa. Chciałam żeby było tak jak jest.
W tej chwili nie rozumiałam siebie. Przecież gdyby
mama się teraz nie pojawiła, naprawdę nigdy w życiu bym sobie nie wyobrażała
swojej nowej rodziny. Nawet jeśli wiele razy sobie wyobrażałam jak teraz
wygląda i jakby wyglądało nasze życie po jej pojawieniu się. Nigdy bym nie
pomyślała że sobie kogoś znajdzie, wymieni mnie i Tatę na lepsze modele…
- Dobrze się pani czuje, Panno Evans? – Nagle przed
moją ławką pojawiła się nauczycielka. Zamrugałam kilka razy wpatrując się w
nią. Jej twarz wyglądała na zaniepokojoną i zmartwioną. – Jest pani bardzo
blada. – zauważyła kręcąc głową. Westchnęła głośno. – Może niech pani pójdzie
do sekretariatu? Pielęgniarki już nie ma o tej porze. – Zaproponowała
wywiercając we mnie spojrzenie. Kiwnęłam głową pospiesznie uśmiechając się
lekko. Wstałam z miejsca i zaczęłam chować książki do torby. Słyszałam jeszcze
jak coś do mnie mówi, ale nie wiem co. Nie skupiałam się akurat na tym. W tym
momencie liczyło się tylko to bym opuściła miejsce gdzie najzwyczajniej w
świecie się duszę. Zdezorientowana przebiegłam wzrokiem po całej Sali, i kiedy
zauważyłam w środkowym rzędzie JEGO wpatrującego się we mnie nieobecnym
wzrokiem moje ciało zostało pozbawione jakiejkolwiek energii. Nie miałam siły
wykonać kroku, a co więcej odwrócić się. Zdałam sobie sprawę że dzisiejszego
dnia ani razu nie zamieniłam z Andim słowa tym bardziej nie minęłam się z nim.
Do tej pory nawet nie widziałam go. A
może go widziałaś ale byłaś za bardzo zamyślona? Och, zamknij się.
Potrząsnęłam lekko głową odważając się na ruszenie w stronę drzwi. Przez całą
drogę do drzwi, czułam jak śledzi każdy mój krok. Odetchnęłam głęboko gdy
znalazłam się na cichym i opustoszałym korytarzu. Miałam wrażenie jakby ktoś
właśnie w tej chwili pozwolił mi oddychać.
Mijając woźne pośpiesznie pchnęłam drzwi wybiegłam
przed budynek szkoły. Odetchnęłam świeżym powietrzem kierując się wolnym
krokiem w stronę domu. Okolica jaką mijałam była bardzo spokojna. Bez problemu
mogłam usłyszeć moje regularne bicie serca i spokojny oddech. Popełniasz błąd, nie idź tam. Potrząsnęłam
energicznie głową kiedy tylko moje wewnętrzne ja dało o sobie znać.
Potrząsnęłam nią, ale nie wymazałam słów, ciągle dudniły mi w głowie jako znak
ostrzegawczy. Coś w tym było. Bałam się pójść tam. Nie potrafię od tak zapukać,
szeroko się uśmiechnąć i udawać że jest dobrze. Nie chcę tam pójść, chcę jej
dać godną przechwycenia wymówkę aby nie iść. Źle się czułam, może to stres?
Nerwy przed poznaniem nowej rodziny mamy? A co jeśli mnie nie polubią? Przecież
to oczywiste kiedy mama mówiła „przyjaciel”
przecież to oczywiste że nie miała tego znaczenia rzecz jasna na myśli.
Przekraczając próg mieszkania zmarszczyłam czoło na
dźwięk rozmowy prowadzącej z salonu. Ktoś był w domu i to nie była jedna osoba.
Podeszłam bliżej po drodze ściągając trampki. Przystawiłam ucho do
przymkniętych drzwi i spróbowałam usłyszeć kawałek rozmowy.
- Ona mi ją zabierze z zimną krwią a ja kompletnie
nie wiem co robić. – usłyszałam załamany głos Taty.
- Spokojnie Gordonie, na pewno jest jakiś sposób,
Gabrielle jest mądrą dziewczynką na pewno Cię nie opuści. – Zmarszczyłam jeszcze
bardziej czoło próbując skojarzyć drugi głos. Był kobiecy i wydawała się
starsza od Taty. – Przecież nawet jej nie zna a na płonący ogień na pewno nie
stanie.
Odeszłam od drzwi i podeszłam pod te frontowe.
Otworzyłam je cicho wyglądając na zewnątrz. Na podjeździe stały dwa samochody.
Taty i… Zaraz, co tu robi… Ciocia Lily? Zamknęłam drzwi, tym razem trzaskając
nimi. Zza framugi drzwi salonowych, wyjrzał Tata z Ciocią. Zmarszczyłam czoło
zerkając na kobietę.
- Już skończyłaś lekcje? – Tata zapytał pocierając
czoło ręką. Pokręciłam głową ruszając we stronę schodów. – Gaby…
- Nie pojadę tam! Nie chce! – odkrzyknęłam
otwierając drzwi na pierwszym piętrze od mojego pokoju. Trzasnęłam nimi i
przekręciłam kluczyk. Oparłam się o drzwi i zamknęłam oczy. Nie rozumiałam nic
z tej rozmowy Taty i Cioci Lily. Tym bardziej, nie wiedziałam po co tu
przyjechała. Zaczęłam zastanawiać się nad powodem jej przyjazdu. Od tak by nie
jechała tutaj z tak daleka. Odepchnęłam się od drzwi podchodząc do nocnego
stolika na którym leżała lampka, i dwie ramki. Na jednym zdjęciu byliśmy
wszyscy. Cała nasza trójka, kiedy jeszcze miałam siedem lat. Na drugim
natomiast, byłam ja z tatą. Drugie zdjęcie było robione o wiele później niż to
pierwsze. Było robione w tamtym roku. Pamiętam jak bardzo nie chciałam tego
zdjęcia, nie lubiłam i nadal nie lubię być fotografowana. Wzięłam obydwie
fotografie do rąk i przyglądałam im się szukając różnic. I je dostałam. Miałam
je tak bardzo widoczne. Od małego miałam zdolności rozpoznawania mimik twarzy. Potrafiłam
odróżniać szczere uśmiechy od tych fałszywych, wymuszonych. I oto były. Dwie na
pozór takie same fotografie, jednak na jednej wszystko wyglądało sztucznie.
Może z wyjątkiem jednego szczególiku – mnie. Usiałam na łóżku nadal wpatrując
się w różnice. Na tym zdjęciu na którym byliśmy wszyscy aż biło
nieporozumieniem. Odłożyłam tą fotografię na pościel, a drugą musnęłam
opuszkami palców drugiej ręki. Czy to możliwe że już wtedy było inaczej? Zdecydowanie, Sherlocku. Warknęłam do
siebie pełna frustracji. Chwyciłam obie fotografię do rąk i odstawiłam je na
miejsce. Siedziałam na skrawku łóżka wpatrując się ślepo w czyste ściany przez
dłuższy czas, do momentu kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam na nie,
nie wysilając się zbytnio. Wzrok nadal miałam nieobecny a myślami byłam głęboko
gdzieś między rozpadnięciem się naszej rodziny. Kiedy pukanie zabrzmiało po raz
trzeci, podeszłam do drzwi i przekręciłam kluczyk, następnie ruszyłam z
powrotem do łóżka na którym tym razem się położyłam tyłem do drzwi zostawiając
je do otwarcia samej osobie która stała za nimi.
- A ty jeszcze nie gotowa? Zaraz mama przyjedzie. –
Usłyszałam wesoły głos Cioci Lily. Zamknęłam oczy i ścisnęłam je tak mocno, aż
jedna pojedyncza łza spłynęła po lewym policzku. Poczułam jak łóżku pod jej
ciężarem delikatnie się zapada. – Rozumiem że potrzebujesz mojej pomocy? Na
pewno chcesz wywrzeć dobre wrażenie na…
- Mojej nowej rodzinie… To chciałaś powiedzieć? –
zapytałam nie poruszając się. Miałam wrażenie jakbym właśnie pozbawiła ją powietrza.
- Co ty mówisz? Ty masz już rodzinę. – Ciocia Lily
wydawała się nadzwyczaj spokojna. Poczułam jak dotyka mojego ramienia i pociera
nim delikatnie.
- Dlaczego rodzice się rozstali? – zapytałam
podnosząc się gwałtownie i odwracając w stronę Cioci Lily. Otarłam ręką mokre
policzki.
- Nie odpowiem Ci na to pytanie. Musisz zapytać
samych zainteresowanych. – Odpowiedziała posyłając mi ciepły uśmiech. – No, a
teraz wstawaj szybciutko i pokazuj to co masz. – Zaśmiała się wstając z
miejsca. Podążyłam za nią do szafy i rozsunęłam drzwi. Przez jakiś czas,
przyglądałam się jak bardzo jest skupiona na wybraniu dla mnie odpowiedniej
sukienki. Po chwili podała mi ubranie z szeroko uśmiechniętą buzią i wepchnęła
mnie do łazienki.
Wyszłam z łazienki ubrana w wybraną sukienkę a w
pokoju czekała Ciocia z tatą u boku. Jego twarz wydawała się nie być obecna
tutaj. Była gdzieś daleko, zupełnie tak jak moja jeszcze przed zapukaniem Cioci
Lily. Wraz z chwilą kiedy spojrzał na mnie, do moich uszu doszedł dźwięk
dzwonka do drzwi. Już tu była.
- Pójdę otworzyć – Ciocia Lily gwałtownie wstała i
pobiegła na dół zostawiając mnie z tatą. Usiadłam obok niego i bez słowa
przytuliłam się. Miałam wrażenie jakby wszystko inne było mniej ważne. Miałam
tyle pytań do niego w zanadrzu, jednak nie wiedziałam jak zadać jakiekolwiek.
- Nie będzie tak źle, polubią Cię. – usłyszałam głos
taty tuż przy uszach. Ścisnęłam mocniej powieki czując jak moje ciało ogarnia
powoli panika. – Idź i bądź sobą. – dodał odsuwając mnie od siebie. Uśmiechał się.
Wiedziałam że to nie był szczery uśmiech. Znam go. Wstałam i ruszyłam do drzwi
kiedy usłyszałam wołanie Cioci Lily. Zawiesiłam przez ramię moją torbę i
zeszłam na dół. Przywitałam się i po krótkiej wymianie zdań Rodziców i Cioci
Lily, razem z mamą udałam się do jej samochodu.
Usiadłam na przednim siedzeniu tuż obok Mamy i
odwróciłam twarz w stronę naszego mojego domu. Uśmiechnęłam się lekko
kiedy zobaczyłam w drzwiach machającą ciocię i Tatę. Odmachałam im lekko. Mama
odpaliła silnik i cofnęła samochód, tak by zaraz znalazł się na głównej drodze.
Następnie ruszyła w stronę domu. Z każdą kolejną sekundą miałam wrażenie jakby
moje życie ulatywało niewiadomo dokąd. Serce stawało się coraz bardziej szybsze
i głośniejsze. A kiedy Mama zatrzymała się na jednym z podjazdów miałam
wrażenie że wali mi tak bardzo, że aż cała okolica je słyszy. Przełknęłam ślinę
gdy pociągnęłam za drzwiczki. Kiedy stanęłam na czerwonej kostce, miałam
wrażenie że zostałam pozbawiona powietrza. Kiedy otworzyła drzwi od domu i
gestem ręki poprosiła bym weszła pierwsza, czułam jak nogi powoli zamieniają mi
się w watę cukrową. Zdjęłam buty i
torebkę a następnie ruszyłam za Mamą do salonu gdzie na jednej z kanap siedział
mężczyzna. Kiedy zobaczył nas, od razu wstał z miejsca i klepnął drugiego,
następnie podszedł do mnie i podał mi rękę.
- Jest mi ogromnie miło Cię poznać, Patrick Brown. –
podając mi rękę posłał mi ciepły uśmiech. Uścisnęłam ją i zatrzymałam się na
jego nazwisku. Znałam je. – Dianna wiele nam o tobie opowiadała. – uśmiechnął
się szeroko zabierając dłoń. Wtedy Drugi mężczyzna powoli wstał z miejsca.
Wydawał się przemęczony i tak samo zdenerwowany jak ja, mimo że nie widziałam
jego twarzy. Miał lekko pokręcone, krótkie włosy i wyrzeźbioną sylwetkę.
Wpatrywałam się w jego umięśnione ramiona które skrywał pod beżową koszulą.
Kiedy odwrócił się przodem i stanął obok przyjaciela mamy, miałam wrażenie
jakby wszystko co znajdowało się wokół przestało istnieć. Poczułam jakby ktoś
właśnie wbił mi ostry nóż prosto w sam środek serca. Mój oddech zaczął drżeć a
nogi były jeszcze bardziej miękkie. Przestałam oddychać. Oto on, stał przede
mną.
~*~*~
Hej :)
No więc, jak obiecałam, dodaję nowy rozdział :D Jestem ciekawa waszych opinii, jest mi o wiele łatwiej, ponieważ mam już kilka rozdziałów do przodu na tym blogu tak więc szykujcie się na następne rozdziały, bo... BĘDZIE SIĘ DZIAŁO :D
Pamiętajcie aby wchodzić na mojego nowego bloga na którym już pojawił się "prolog"! :)
http://hear-my-last-whisper.blogspot.com/
trzymajcie sie dzióbki :*
Pamiętajcie aby wchodzić na mojego nowego bloga na którym już pojawił się "prolog"! :)
http://hear-my-last-whisper.blogspot.com/
trzymajcie sie dzióbki :*
mega! będę częsciej odwiedzac!
OdpowiedzUsuńzapraszam: http://jasia-jasiaa.blogspot.com/ :*
ty juz wiesz ze piszesz pięknie kurde i każdy inny tak powie <3
OdpowiedzUsuń